ZOSTAŁEM WYBRANY

                    

– You have been selected. – oznajmiła mi pani na bramce na lotnisku oglądając mój bilet. Wiedziałem od razu gdy tylko spostrzegłem cztery literki S na moim bilecie. Często mam takie szczęście.

– Wybrani! Wybrani! Ale do czego wybrani? – gorączkowała sie jakas starsza pani, którą  bez słowa wyjaśnienia ustawiono w kolejce za mną.

Zostalismy wybrani do szczegółowej kontroli. Jak na razie do niczego lepszego mnie na lotnoskach nie wylosowali. Chociaż czasami szczegółowa kontrola ma tę zaletę, że wybraniec omija długą kolejkę czekających na normalną kontrolę. Można więc to czasem traktowac w kategorii bonusa.

Kontrole w portach, tych lotniczych i morskich, przybierają na sile. Niestety często idzie za nimi niewiedza powiązana z kompletnym brakiem elastyczności ze strony kontrolujących. Na przykład wczoraj odczekałem na kei, aż mój statek odcumuje wyruszając w swą oceaniczna podróż, po czym nasza agentka zabrała mnie do samochodu aby odwieźć do hotelu. I utknęliśmy na bramie wyjazdowej z portu. Strażniczka szukała mojego nazwiska na liście, lecz doszukać sie nie mogła.

– Czy moge pomóc? – zapytała agentka

– Nie – burknęła strażniczka.

Czas mijał a ona szukała dalej. Za nami zaczęły ustawiać się samochody.

– Ja wysłałam tą liste do was faksem – zaczęła znów agentka – Składa się ona z czterech stron. Na trzeciej stronie są trzy nazwiska i tam trzeba szukać.

Strażniczka nie odezwała się i szukała dalej. Kolejka samochodów za nami wydłużała się.

– Pokażę ci na liście gdzieś jest jego nazwisko – powiedziała agentka i otworzyła drzwi aby podejść do strażniczki.

– Zostań w samochodzie i nie wychodź! – zareagowała krzykiem tamta – Nie wolno ci tu podchodzić i nie wolno ci patrzeć na listę!

Reakcja była tak gwaltowna, że przez chwilę poczułem się jak w jakimś hollywoodzkim filmie sensacyjnym. Agentka zamknęła drzwi i wzrokiem dała mi znać, że musimy czekać, albo zostanę w porcie na wieki skoro wyjechac nie mogę, a statek już odpłynął.

– Listę z nazwiskami mogłaś im wysłać, ale nie wolno było ci na nią patrzeć – zauważyłem z uśmiechem.

W końcu strażniczka nie wytrzymała. Podeszła do auta i pokazała agentce listę, bynajmniej nie wypuszczając jej z rąk. Ta wskazała na niej moje nazwisko i po kilku sekundach mogliśmy jechać.

W Savannah było podobnie. Najpierw problemy z wyjazdem taksówka do miasta, a potem szczegółowa kontrola przy powrocie. Kazano mi wysiąść z taksówki. Kierowcy także. Njapierw specjalnym lusterkiem obejrzano podwozie taksówki, a potem szczegółowo jej wnętrze. Wygląda na to, że nie wzbudzam zaufania miejscowych.

Ale nic to, jestem już w drodze i po pierwszym międzylądowaniu na lotnisku w Waszyngtonie. Teraz tylko lot do Monachium, a potem żabi skok do Berlina i jak dobrze pójdzie to zdążę jeszcze do Szczecina na obiad. A w niedzielę Gdynia i spotkanie z Aniołem. Już nie mogę się doczekać!

Waszyngton, 19.01.2007;  19:35 LT

Komentarze