KALIFORNIA RAZ JESZCZE (2) – I PO OSKARACH…

– Zjadłam trzy jajka i już więcej nie dam rady – zatroskana mina Anioła mówiła sam za siebie.
– No co Ty! Przecież masz jeszcze stek i trzy naleśniki.
Jedliśmy tradycyjne, amerykańskie śniadanie, które w tym przypadku składało się półlitrowego puchara cappuccino, trzech smażonych jaj, steka wielkości połowy dużego talerza oraz owych pancake’ów, które po polsku nazywane są naleśnikami, chociaż znacznie różnią się od cieniutkich placków owijających dowolne nadzienie gdzieś nad Wisłą. Pancake’owi bliżej grubością i rozmiarem do omleta. I nic sobą nie owija, lecz na topie okraszony jest kulką masła, albo dużą ilością bitej śmietany, po czym cały oblany zostaje dużą ilością przeraźliwie słodkiego syropu. My mieliśmy wersję bez bitej śmietany oraz polewy, lecz i tak nie dało się tego zjeść po wstępniaku z jajek. Kazaliśmy zapakować na wynos. Trzeba koniecznie dodać, że my mieliśmy ilość standardową. Knajpa bowiem reklamowała, iż można domówić za darmo tyle pancake’ów ile da się radę zjeść. A jeśli przyjdzie się do nich 25 lutego w ramach narodowego dnia pancake’a, ma się szansę wygrać nieograniaczoną ilość owych placków do jedzenia przez całe życie! Jezusie Nazareński! Już na samą myśl, że mógłbym coś takiego wygrać robi mi się niedobrze. Lubię ciasta, uwielbiam pączki, ale pancake’ów jeść przez całe życie nie dałbym rady.
Syci wstaliśmy od stołu. Śniadanie trzymało nas potem do wieczora.
Zanim usiedliśmy do tego posiłku, obeszliśmy okolice Dolby Theatre, gdzie wszsytko było już zapięte na ostatni guzik.

Zdaliśmy sobie sprawę, że niewiele zobaczymy. Ulice dojazdowe były odgrodzone od chodników wysokimi siatkami.

Na dodatek samo skrzyżowanie przy Dolby Theatre, gdzie ustawiono pawilon powitalny m.in. ze ściankami przy których prezentowały się gwiazdy miało by później zagrodzone także od strony chodników, by nikt oprócz organizatorów i oficjalnie zaproszonych gości nie mógł być świadkiem przybycia kolejnych celebrytów. Cóż, w takich czasach żyjemy. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Terroryści mogą strzelać, więc lepiej by ludzka ciżba nie podchodziła zbyt blisko. Terroryści mogą wjechać samochodem w tłum, więc grodzi się ulice betonowymi blokami. Policja pilnuje wszystkiego na każdym kroku, bo przecież terroryści mogą wymyśleć coś innego.
Na szczęście rano, przed śniadaniem, było jeszcze stosunkowo pusto, więc moźna było pospacerować spokojnie. Później wróciliśmy do hotelu na popołudniową sjestę. I to była dobra decyzja, bo o ile rano było słonecznie, to wkrótce lunęło tak, że czerwony dywan zamienił się w grzęzawisko. Oglądaliśmy to na ekranie telewizora, leżąć wygodnie na łóżku jakieś trzysta metrów od miejsca ceremonii. Kiedy przestało, około piętnastej poszliśmy na jeszcze jeden spacer, bo to był moment, kiedy zaczęły przybywac najbardziej znane gwiazdy. Jak już wspomniałem, w bezpośrednie sąsiedztwo (czytaj: przeciwną stronę ulicy) podejść się już nie dało.

A na dodatek ledwie zbliżyliśmy się do płotu, Franek ułożył się na moich rękach, zamknął oczy i z uśmiechem na ustach zapadł w głeboki sen. To był ten moment, kiedy żałowałem, że od ponad roku podróżujemy bez wózka. Franek odkąd zaczął dobrze chodzić, nie był zainteresowany wożeniem. Teraz by było jak znalazł. Wróciliśmy więc do hotelu i obejrzeliśmy ceremonię w telewizji,
Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, zmartwiłem się, że zapomniałem zabrać biało-czrewoną flagę do świętowania ewentualnego sukcesu “Bożego Ciała”. Nie była potrzebna. Podczas zapowiedzi “Boże Ciało”dostało najmniej oklasków i wtedy już wiedzieliśmy, że nie ma szans. Wygrał “Parasite” dokonując przy okazji jeszcze historycznego zwycięstwa w kategorii “najlepszy film”, po 92 latach dominacji filmów amerykańskch.
W poniedziałkowy poranek po barierach i płotach nie było ani śladu. Jedyny zamknięty fragment ulicy to był ten z pawilonem przed Dolby Theatre.

Budowano go przez kilka dni i zapewne tyle samo potrwa rozbiórka. Chodniki były jednak już dostępne i dzięki temu mogliśmy wejść na schody, którymi poprzedniego dnia podążali uczestnicy gali.


Na kolumnach obok schodów umieszczone są tytuły zdobywców nagród za najlepszy film każdej edycji Oskarów.

Minęło ledwie kilkanaście godzin, a “Parasite” już wisiał na tablicy z rokiem 2019.

Pod nim i za nim wisiało wiele jeszcze pustych, czekających na swoją kolej. Ostatnia wolna tablica, o ile dobrze się przyjrzałem, dedykowana była rokowi 2071.

Kiedy czyta się dramatyczne przepowiednie o końcu naszego gatunku w związku z katastrofą klimatyczną, dobrze jest wiedzieć, że ktoś realnie planuje rozdawanie nagród na co najmniej następne pół wieku. Inna sprawa, że igrzyska olimpijskie w latach 1940 i 1944 również realnie planowano, a nic z nich nie wyszło.
Wnętrza Dolby Theatre zwiedzaliśmy podczas naszego poprzedniego pobytu w Hollywood. Podobnie jak i Chiński Teatr. Teraz więc przed Chinskim Teatrem obejrzeliśmy tablice z odcisakmi dłoni słynnych aktorów. Dłużej zatrzymałem się przed płytą Kirka Douglasa, który zmarł kilka dni temu.

Mój Anioł koniecznie chciał mieć zdjęcie przy płycie Marylin Monroe, ale do niej jak zwykle trzeba było swoje odczekać. Jest to jedno z częściej fotografowanych przez turystów miejsc.


A potem wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy na wschód, przygotowując się do wyjazdu do Doliny Śmierci. Jest to ponoć jedno z najbardziej gorącyh miejsc na ziemi. Zanotowano tu temperaturę +59°C. Dziś, w środku zimy, jak czytamy jest tam +24°C. Podróż zajmie nam więcej czasu niż zwykle, ponieważ założyliśmy, że nie możemy zwiedzać kosztem Franka. Nie powinien siedzieć przez cały dzień w samochodzie, więc uznaliśmy, że oprócz wyjątkowych przypadków nie będziemy pokonywać dziennie więcej niż 200-250 kilometrów. Przekłada się to na około 3 godziny czystej jazdy przerywanej oczywiście postojami.
Ontario, 11.02.2020; 05:05 LT

Komentarze