ZNÓW W GDYNI.

                             

Na wieczór wróciłem do domu. W sam raz na finał Pucheru UEFA i Panoramę. Panorame trzeba obejrzeć, bo widzę, ze politycy nie próżnują i nadal każdy dzień przynosi coś nowego.

Podróż z Chicago przeleciała mi całkiem przyjemnie. Pobyt we Frankfurcie w zasadzie też, mimo że ograniczył się głównie do czytania poczty. Nerwy zaczęły się tuż przed odlotem do Gdańska. Na lotnisku urządzono sobie bowiem security check. Nic nadzwyczajnego, tyle tylko, że zrobiono to akurat w połowie korytarza, gdzie wcześniej tego nie było. Byłem przekonany, że jestem po właściwej stronie, więc do bramki wybrałem się dokładnie na boarding time. Tymczasem zaś zatrzymano mnie wraz z tłumem kłębiących się pasażerów i nie pozwolono iść dalej bez kontroli. Być może to jakieś cwiczenia przed mistrzostwami świata w piłce nożnej? Zdążyłem na ostatnią chwilę, która ostatnią nie była, bo samolot i tak się opóźnił.

Centrum Frankfurtu widziane z samolotu.

W drodze do Gdańska mogłem obejrzeć z góry między innymi Szczecin i okolice. To było piękne. Prawie jak rozłożona mapaz wstęgą Odry, Jeziorem Miedwie, nitkami głównych dróg, Jeziorem Dąbie, ale najwieksze wrażenie zrobił na mnie widok Zalewu Szczecińskiego oraz Wysp Uznam oraz Wolin i wybrzeża Bałtyku. Wszystko od Szczecina po Bałtyk miałem w dole jak na dłoni. Jedynym mankementem był fakt, że patrzyłem pod słońce i nie dość, że umykały detale, to jeszcze aparat głupiał i nie zrobił ani jednego ostrego zdjęcia. Tak to jest, gdy używa się „idioten kamera”.

Po przylocie do Gdańska, jak po wielu przylotacch na inne lotniska znów okazało się, że mój bagaż nie doleciał. Pan w dziale reklamacji jednak nawet nie chciał słyszeć o jakimkolwiek odszkodowaniu.

– Odszkodowania są tylko dla obcokrajowców – poinformował.

Przyznam, że różnych odpowiedzi się spodziewłem, ale nie takiej. Myślałem, ze umarła wraz z upadkiem komuny.

– W ogóle mnie nie obchodzi taki podział – podniosłem głos, wkurzony na maksa – Jestem takim samym pasażerem jak obcokrajowcy! Leciałem kilkoma liniami przez ostatnią dobę i moja potrzeba dostania się w końcu do swojej walizki nie rózni się od potrzeb innych. Tym bardziej, że na każdym lotnisku czekałem kilka godzin. Dość czasu, żeby przepakować bagaż z jednego samolotu do drugiego.

– Leciał pan różnymi liniami, ale reklamację składa pan do ostatniej…

– A do której mam złożyć? To już wy sobie wyjaśnicie i sie rozliczycie. Poza tym wszystkie te linie to „Star Alliance”. Działacie wspólnie.

Pan nie ukrywał zirytowania i na odczepnego dał mi saszetkę z zestawem podtawowych kosmetyków. Zobaczymy, czy walizka odnajdzie się jutro?

Hm, nie pierwszy raz okazuje się, że prawa pasażer jakieś ma, ale zazwyczaj mimo zapisów w regulaminach musi je sobie twardo wynegocjować. Jeżeli chodzi o odszkodowania za niedostarczony bagaż albo hotel z powodu opóźnionych lotów, najlepsze doświadczenia mam z linii… brazylijskich. Varig, mimo organizacyjnego bałaganu tam panujacego (a może własnie dlatego) nawet nie próbował się targować tylko aranżował to, do czego był zobowiązany. A znam opowieści ludzi, którzy latali renomowanymi liniami i zpowodu rozmaitych opóźnień spędzali noc na lotnisku zamiastw hotelu, bo przewoźnicy nie kwapili się, by niezorientowanym zaproponować coś, o co się nie upominali.

Po wejściu do domu zadzwoniłem do taty. Smutna rozmowa, bo dzisiaj wypadają urodziny mamy. W innych okolicznościach, leciałbym nie do Gdańska, lecz do Berlina, zeby wpaść do Szczecina chociaż na kilka godzin i osobiście złożyć życzenia. Teraz już nie ma po co się spieszyć. Pozostaje modlitwa i zapalona wieczorem świeczka.

Gdynia, 10.05.2006, 23:10 LT

Komentarze