Znów na oceanie

Postój był krótki, zaledwie kilkanaście godzin. Mieliśmy troche spraw do załatwienia, więc nawet nie wybieraliśmy się do miasta. Największą uciążliwością był brak sygnału operatorów telefonii komórkowej. Dopiero w takich przypadkach widać jak bardzo przez ostatnie kilka lat uzależniliśmy się od nich. Na statku widać to szczególnie, bo przecież nit już nawet nie próbuje ciągnąć specjalnej linii stacjonarnej na okres postoju w porcie. Albo więc łączność jest i wszystko można załatwić od ręki, albo jej nie ma i wtedy wszystko idzie jak po grudzie. Oczywiście pozostaje zawsze łączność satelitarna, tyle tylko, że troche droga.

Ilość śmieci rośnie. Agent w Brooklynie powiedział, że nie zdołał załatwić kontenera. Agent w Eastport odradzał zdanie smieci na ląd z powodu konieczności ich transportu na odległość 200 mil. Ciekawy jestem czy wszyscy stamtąd wożą tak daleko? Powiadomiliśmy więc agenta w New London, a ten powiedział, że ustawienie niewielkiego kontenera kosztować będzie… 800 USD!!! Do wody wyrzucać nie wolno, a na ląd zdać nie ma jak (jeżeli nie liczyć jawnego zdzierstwa w postaci owej ceny wzietej z sufitu). Można część spalić, ale wszystkiego, n.p. plastików też nie wolno, bo konwencja zabrania. Bardzo specyficzne podejście do ochrony środowiska.

Powoli uzupełniam biurokratyczne zaległosci.  To jedyna zaleta mojego dłuższego tu pobytu. Przy dobrych układach mam szansę po powrocie do Polski być całkowicie na bieżąco. Oklapł mój entuzjazm i zapał do pracy, więc drugim plusem jest wyluzowanie – wreszcie znów mam wolne popołudnia i wieczory. Co prawda wyjść nie ma dokąd, ale można za to poczytać coś innego niż służbowe e-maile, albo wreszcie porządnie się wyspać.

Atlantyk, 24.03.2005

 

Komentarze