ZMAGANIA Z POMPĄ

          

Po trzydziestu sześciu godzinach za chwile znów położę sie do łóżka. Świadomość bliskości tej chwili jest tak przyjemna, że odwlekam ją, pisząc bloga, by móc smakować ją dłużej. Zacząłem ów długi dzień pracy wczoraj wcześnie rano w Santos, a kończę wieczorem w Savannah.

Inspekcja w Santos zaczęła się fatalnie. Tak to jest, kiedy wydaje się, ze człowiek jest przygotowany na każdą ewentualność. Często podobne inspekcje robiłem z marszu i bez problemów, a tu na odwrót. Tak, jakby czas spędzony na przygotowaniach napędzał jakąś tajemniczą machinę stopniującą pech. Im więcej przygotowań, tym więcej niefortunnych zdarzeń.

Kulminacyjnym momentem była awaria awaryjnej pompy pożarowej. Awaria w samej końcówce inspekcji tego urządzenia, kiedy już szykowano się do jego wyłączenia. Zawory z głowicy silnika wbiły się w tłok i to wszystko walnęło parę razy w ową głowicę. Masakra jedengo z układów. Brakowało niektórych części zamiennych, było popołudnie, a statek nazajutrz rano miał wypływać. Bez sprawanej pompy jednak nie miał prawa opuścić portu. I rozpoczęła sie walka z czasem. Aranżowałem wizyty przedstawicieli kolejnych warsztatów, lecz na próżno. Kiwali głowami i mówili, że bez części zamiennych się nie da. Jedni spróbowaliby coś dorobić sami, ale twierdzili, ze potrzebuja na to trzy dni. Podziękowałem.

Załoga do pierwszej w nocy walczyła i próbowała złożyć wszystko do kupy. Niestety, próba startu nie udała się. Rozmontowali silnik raz jeszcze i przez noc na zmiany próbowali dopasować nowe zawory do zregenerowanej chałupniczym sposobem głowicy. Tłok na szczęście był nowy w zapasie.

Ja położyłem się o trzeciej, bo musiałem jeszcze wykonać parę rozmów telefonicznych i czekałem, aż ludzie w Europie się obudzą. Wstałem o szóstej. W Europie była jedenasta i po moich telefonach czekały dobre wieści. Jest cały komplet zapasowych części gotowy do wysłania. Tyle tylko, że do Sao Paulo doleciałby w sobotę. W weekend celnicy brazylijscy nie pracują, a to oznacza dwa dni bezczynnego postoju statku. Kazałem trzymać paczkę w pogotowiu, ale jeszcze nie wysyłać.

Postanowilismy szukać gotowej pompy. Coś co można uzyć tymczasowo jako pompę zapasową, do czasu dostawy części w naste pnym porcie. Szukamy, a tymczasem załadunek dobiega końca. Statek wypada z eksploatacji, to znaczy, że każda godzina zamiast zysku przynosi stratę. Zaczyna się odliczanie. Szukamy pompy na kilku frontach. Ktos nawet przywozi, ale malutką, o wydajności zaledwie 1,5 m³ na godzinę gdy my potrzebujemy co najmniej 25 m³. Lecz w końcu jest sukces! Znaleziono motopompę w Sao Paulo! Nawet lepsza niż potrzebujemy! Pośrednik dostaje od nas zielone swiatło i rusza. Obiecuje wrócić za cztery godziny. Zaczynamy czynić przygotowania do podłączenia jej do rurociągu przeciwpożarowego, ale inspektor jest nastawiony sceptycznie do tego pomysłu.

– A skąd będziecie czerpać wodę?

– Ze zbiornika balastowego. Niektóre są pełne.

– Ale wtedy po wypompowaniu częci wody nie będziecie mieli już czym gasić, bo jeśli pożar wybuchnie w maszynowni, to ponownie zbiornika nie napełnicie.

– To otworzymy zawory zaburtowe i zbiornik napełni się sam, grawitacyjnie.

Inspektor popatrzył na plany.

– Ale jeden z zaworów odcinający magistralę rurociągu balastowego znajduje się w maszynowni, więc podczas ewentualnego pożaru nie dacie rady go otworzyć.

– No to popłyniemy z tym zaworem w pozycji otwartej.

– Nie. Na to nie zezwalają przepisy.

– W takim razie zamiast czerpać wodę ze zbiornika, wyrzucimy wąż ssący za burtę. Specyfikacja pompy mówi, że może ona zassać z wysokości nawet ośmiu metrów, a w tej chwili od pokładu do powierzchni wody jest niecałe sześć. – nie dawałem za wygraną.

– Waż będzie pływać po powierzchni – odpowiedział spokojnie inspektor.

– To go czymś obciążymy. Tak jak żyłkę na wędce.

„Szach i mat”, pomyślałem w duchu, zadowolony, że przyparłem go do muru. Zapanowała chwila milczenia.

– Posłuchaj, – zaczął po krótkim namyśle inspektor – jeżeli będzie sztorm i statek zacznie kołysać się z burty na burtę, to czasem odległość z pokładu do wody będzie wynosić na przykład cztery metry, a czasem dziesięć. Pompa będzie przerywać pracę.

Myślałem, że przyładuję mu w nos. Pięści same się zaciskały.

– Posłuchaj ty, – zacząłem po namyśle ja – ja szukam optymalnego rozwiązania, zeby statek mógł bezpiecznie i zarazem bez strat dopłynąć do następnego portu. Ty zaś wyszukujesz najbardziej nieprawdopodobne zbiegi okoliczności aby statku nie wypuścić! Jeśli nie to nie! Powiedz jasno, a o oszczędzimy sobie starań i będziemy czekać dwa dni na nowe częsci!

Trafiłem w czuły punkt. Pomyślał chwilę.

– Dobrze, zgodzę się na taką jednorazową podróż, pod warunkiem, że zgodzi się administracja państwa bandery.

– Ok! – krzyknąłem i natychmiast zadzwoniłem do biura, zeby załatwili jak najszybciej taką zgodę. Odpowiedź przyszła po kilkunastu minutach.

– Administracja Wysp Bahama zgadza się, pod warunkiem, ze zgodzi się inspektor z ramienia klasyfikatora – referował mój rozmówca.

Inspektor towarzystwa klasyfikacyjnego to był właśnie ten pan, który prowadził inspekcję na burcie, i który obiecał wydanie zgody, jeżeli zgodzą się tamci. Pat. Wyglądało na to, że zakup motopompy w Sao Paulo, będzie chybioną inwestycją. Doliczymy ją do ogólnego rachunku strat przestoju przez weekend. Tak samo jak i koszt mich bletów lotniczych do USA, bo wieczorem miałem lecieć na następny statek i podróż juz została opłacona.

– Ruszyła! – usłyszałem wtedy przez radiotelefon.

– Pompa ruszyła! Naprawili! – krzyknął kapitan.

– Podłącząć węże! Natychmiast!

Inspektor kręcił głową z niedowierzaniem.

– Naprawili? Dali radę? Niebywałe!

Strumienie wody siknęły. Pompa pracowała aż miło, lecz inspektor z kamienna twarzą kazał odczekać co najmniej kilkanaście minut dla pewności. Kiedy powiedział, ze jeszcze pięć minut, wszyscy patrzyli na zegarki. Humory nam sie poprawiły, więc zabawiłem się w komentatora sportowego.

– Osiemdziesiąta piąta minuta meczu! Pięć minut do końca! Cały stadion wstaje z miejsc! Puchar świata już w zasięgu ręki! Polska czy Brazylia? Chyba Polska!

Inspektor zaczął się śmiać, a ja zbliżałem się do finału:

– Piętnaście sekund! Czternaście, trzynaście!

– Sędzia dolicza minutę! – podjął grę inspektor.

– Ach! Jeszcze minuta! Oby tylko nie podyktował rzutu karnego!

– Koniec! Stop pompa!

Uścisnęliśmy sobie dłonie i wróciliśmy do biura pokładowego.

– Nie sądziłem, że wam się uda – powiedział raz jeszcze przy podpisywaniu raportów- Gratuluję!

Ja pogratulowałem mechanikom. Powiedziałem kapitanowi by na moje konto wydał im dobrą whisky i pobiegłem wziąć prysznic i spakować walizki. Agent w międzyczasie zamawiał pilota do wyprowadzenia statku z portu. Zadzwoniłem też do naszego shipchandlera.

– Kiedy będziesz z powrotem?

– Jest korek więc około wpół do piatj po południu.

– Statku więc już nie będzie. Motopompę wstaw do magazynu i zabierze ją później następny nasz statek.

Szybkie pożegnanie i o piętnastej trzydzieści wsiadłem do taksówki. Oni mieli odcumować o szesnastej, a ja miałem samolot z Sao Paulo do Chicago o 20:20. Mnóstwo czasu, ale kierowca wystraszył się korków na autostradzie i pojechał jakimiś bocznymi ulicami. I tam dopiero zobaczyłem korki. Przebrnąć przez całe Sao Paulo podczas piątkowego, popołudniowego szczytu jakimiś dziwacznymi uliczkami to było istne wariactwo. Wskazówka minutowa zataczała kolejne pełne okrążenia po tarczy zegara, a ja nawet nie widziałem drogowskazu na lotnisko. Na dodatek kierowcy też zaczęły puszczać nerwy i zorientowałem, się że zawraca i jedzie w przeciwnym kierunku. Też w korku, czyli bardziej stoi niz jedzie. Mi też więc nerwy puściły i zacząłem się z nim kłócić, ze nie wie co robi. Kłótnia była ciekawa, bo zacząłem po angielsku, ale kierowca nie rozumiał tego języka więc przeszedłem na łamaną hiszpańszczyznę, a on spokojnie odpowiadał po portugalsku. Dojechaliśmy na lotnisko o 19:05. W sam raz, żeby się odprawić i szybko wsiadać na pokład. Dopiero rano, czekając w Chicago na lot do Savannah sporządziłem raporty i wysłałem e-maile do dyrekcji. A potem zaraz nowy statek i nowe problemy lecz to już inna historia. Najważniejsze, że łóżko ze świeżutką pościelą juz czeka.

Savannah, 06.05.2006; 19:50 LT

Komentarze