Przyszło przeprosić się ze śpiworem. Letnia piżama składająca się m.in z krótkich spodenek i T-shirta to za mało. Stopy zmarzły mi przeraźliwie. Wróciłem więc do sprawdzonego sposobu z zimy. Wsuwam się do śpiwora dolną połową ciała i tak mogę siedzieć przy biurku nawet i pół nocy, a najtęższe mrozy nie będą mi straszne. Gorzej gdy trzeba zrobić kolejną kawę. Mam do wyboru: albo urządzić coś w rodzaju biegu w workach, albo wystawić się na chłód. Z lenistwa wybrałbym bieg w worku, ale trochę żal mi śpiwora. Po kilku takich przemarszach tam i z powrotem wyglądałby jak ścierka do podłogi.
Straciłem dziś dwadzieścia złotych oraz trzy godziny. Najpierw szukałem pubu z telewizorem transmitującym mecz Groclin – Lens. Mój bowiem nie odbierał bowiem potrzebnej stacji. Znalazłem w końcu, więc zamiast zjeść kolację w domu, skonsumowałem ją przy barze. Podczas pierwszej połowy meczu. W trakcie drugiej miałem zamiar oddać się szaleństwu deserowemu z kawą, ale przy stanie 0:2 odpuściłem sobie, dzięki czemu ów wypad do pubu okazał się jedynie częsciowo chybioną inwestycją. Udało mi się zaoszczędzić fundusze przeznaczone na dalszą część meczu, a na dodatek zaoszczędzić resztę czasu, dzięki czemu mogłem od początku obejrzeć mecz Wisła – Victoria. Sprawozdawcy sportowi podpierani oświadczeniami zawodników przekonywali, że jest szansa na odrobienie wyniku 0:3 z pierwszego meczu. Czekałem cierpliwie dwie godziny i Wisła nie tylko nic nie nadrobiła, ale wręcz pogrążyła się zupełnie przegrywając 0:1. Szkoda mi zwłaszcza tych trzech godzin. Ileż pożytecznych rzeczy mozna byloby zrobić. Już nie mówię o sprzątaniu mieszkania, ale na przykład do kina mogłem pójść. Coś mi się jednak wydaje, że tylko siatkarki powinienem w akcji oglądać. Przyjemność i dla ducha i zwyczajnie dla oka. No i klątwa nie działa J
Podczas meczu Groclinu z Lens przypomnieli sobie o mnie moi bossowie. Zapewne nie oglądali w Norwegii tej transmisji, mimo, że nadawana była przez Eurosport. Bossowie wywrócili do góry nogami cały mój plan pracy, łącznie z długo planowaną podmianą załogi na feralnym statku. Na koniec powiedzieli, że w zasadzie większość może zostać po staremu, ale powinienem ich do tego przekonać. He he, trzeba będzie podjąć to ryzyko. I dać na mszę, żeby wyszło na moje.
No to pora kończyć, bo północ minęła, a czeka mnie ciężki poranek.
Gdynia, 29.09.2005