ZAMEK W TURKU

Po przyjeździe do hotelu w środku nocy ranne wstawanie do najlżejszych nie należało. Tymczasem już od ósmej czekały mnie spotkania. Sześć godzin, bo tyle mniej więcej czasu mielismy do lotów powrotnych. Mój samolot startował dwie godziny po innych, więc pożegnawszy się, mogłem jeszcze przed odlotem rzucić okiem przynajmniej na zamek w Turku.

Jego początki sięgają XIII wieku, ale dzisiejszą formę uzyskał trzy wieki później. I ten okres jest dla nas najciekawszy, bo związany z Polską, która przeżywała wówczas swój złoty wiek.

Njamłodsza córka króla Zygmunta Strego i królowej Bony, Katarzyna Jagiellonka poślubiła księcia Finlandii, Jana Wazę. Oboje zamieszkali właśnie w tym zamku.

Podejrzewani o spiskowanie z Polską zostali przez króla Szwecji Eryka XIV pojmani i uwięzieni w zamku Gripsholm niedaleko Sztokholmu. Tam przyszedł na swita ich syn, którego wizerunek mozemy do dziś oglądac na słynnej kolumnie przed Zamkiem Królewskim w Warszawie. Tak, to Zygmunt III Waza. Uwięzienie książęcej pary nie na wiele się zdało Erykowi XIV ponieważ jego postępujący obłęd doprowadził do tego, że w końcu został usunięty z tronu siłą, a jego miejsce zajął właśnie Jan, znany potem jako król Jan III Waza. Królowa Katarzyna (Katarina Jagellonica) zasiadała na szwedzkim tronie przez czternascie lat. Spoczywa u boku swojego męża w katedrze w Uppsali.

Dzisiaj zamkowi w Turku daleko do dawnej świetności, chociaż trwa remont, który być może chociaż częściowo przywróci dawny blask.

Inna sprawa, że historia nie obeszła się z nim łaskawie. Przerobiony najpierw na więzienie i magazyny (w takim charakterze żegnał wiek XIX), spłonął w 1941 roku podczas wojennych bombardowań. Dopiero dwadzieścia lat później został udostępniony do zwiedzania.

Niemal przed samym zamkiem ulokowały się przystanie, skąd odplywają m.in. promy do Sztokholmu.

Spacer koło zamku był tylko krótkim epizodem. Trzeba było jechać na lotnisko.

Port lotniczy w Turku jest niewielki. Stąd poleciałem do Helsinek


Z Helsinek zaś do Warszawy o potem do Gdańska. Wylądowałem dwadzieścia minut przed północą. To były jeszcze ciągle Walentynki, więc czym prędzej wskoczyłem do samochodu, którym przyjechał po mnie Mój Anioł i niedługo (aczkolwiek już po północy) zasiadaliśmy do specjalnie na tę okazję przyrządzonej kolacji.

Gdańsk, 22.02.2013; 00:30 LT

Komentarze