ZALEGŁOŚCI (1)

Ten rok nie rozpieszcza mnie nadmiarem czasu, co odbija się na prowadzeniu bloga. Nawet jeżeli uda mi się na chwilę pozornie wydostać z gordyjskich węzłów obowiązków służbowych, rozmaite sprawy rodzinno-towarzyskie pochłaniają z nawiązką te nieliczne godziny.

Przez ostatni tydzień gościłem mojego tatę. Cieszę się, że mógł odetchnąć od codzienności, że moliśmy dłużej pobyć razem (chociaż oprócz spinających ten tydzień weekendów były to głównie późne wieczory i poranki). Najbardziej jednak poruszyło mnie, gdy krótko przed odjazdem powiedział, że gdy pakował się w Szczecinie, nie mógł doczekać się przyjazdu do Gdyni, a teraz nie chce mu się odjeżdżać. Mimo, że widujemy się stosunkowo często jak na dzielącą nas odległość, coś ścisnęło mnie wtedy w gardle.

Na molo w Sopocie

Zaproponowałem, żeby został dłużej, ale on miał już swoje plany. Zresztą dawał mi do zrozumienia nie raz, że wie, iż każdy ma swoje życie oraz swoją drogę do przejścia, czego często nie potrafiła pojąć moja mama. Myślę, że często zdawał sobie sprawę, jak wiele kosztowało mnie w dorosłym już życiu ciągłe myślenie o regularnych odwiedzinach, koniecznym wspólnym spędznaiu świąt (z sakramentalnym, że „to być może ostatnie wspólne święta”, bo choroba i.t.d.). Wdzięczny mu jestem, że zawsze podkreśla, abym nie czuł się zobowiazany do częstych przyjazdów, bo ważniejsze bym korzystając z wolnego weekendu fajnie spędził czas z Aniołem. Chciałbym nie być w przyszłości zaborczy jeśli chodzi o czas moich dzieci – dać im swobodę i sprawić by odwiedzali mnie z myślą o sobie, o swoich potrzebach z takim spotkaniem związanych, a nie z poczucia obowiązku dzieci wobec rodziców.

Pora nadgonić trochę zaległości blogowe.

Nie zdążyłem jeszcze prawie nic napisać o Azorach, a gdzie dopiero mysleć o takich drobiazgach jak wschód słońca fotografowany na poboczu szosy nieopodal Żabowa, kiedy zrobiłem krótki postój w mojej podróży ze Szczecina do Sopotu w pewien poniedziałkowy poranek

Swit 6

A mgły w zagajniku kilkanascie kilometrów dalej?

Swit 4

Swit 2

Ponieważ opowieść o Azorach zaqpowiada się na kilka odcinków, najpierw zaznaczę pokrótce, co ważnego wydarzyło się oprócz tego.

Oczywiście wybory prezydenckie i zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, które miało miejsce w dzień poprzedzający powyższy świt.

Wybory 01

Wśród dominujących na scenie politycznej partii, to właśnie Platforma Obywatelska, jest tą, z którą sympatyzuję, więc cieszę się, chociaż akurat Bronisław Komorowski nie jest moim wymarzonym kandydatem na prezydenta. Moim zdaniem brak mu charyzmy. Dlatego w pierwszej turze swój głos oddałem na kogo innego, lecz w drugiej dołączyłem do mobilizowanych szeregów nie tyle głosujących za późniejszym zwycięzcą, co przeciwko przywódcy Prawa i Sprawiedliwości.

Jarosław Kaczyński w ów wyborczy wieczór zachował się z klasą, gratulując swojemu rywalowi, pomimo nie przesądzonej jeszcze sytuacji.

Wybory 02

Zupełnie odmienną, niż znaną do tej pory twarz pokazał także podczas kampanii wyborczej. Ku zastanawianiu się wszystkich, czy to trwała zmiana po szoku wywołanym katastrofą smoleńską, czy też zimna, polityczna kalkulacja. Odpowiedź na to pytanie przyszła już kilka dni po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów. Wywiad udzielony „Gazecie Polskiej” pełen jadu i ostrych epitetów pod adresem rządu oraz premiera za rzekome umyślne zaniedbania śledztwa (w domyśle współudział w zbrodni zplanowanej, a jakże, przez Rosjan) nie pozostawiał wątpliwości, że kampania była jedynie maskaradą. Spiskowa teoria dziejów, według której Rosjanie i Żydzi do spółki z Niemcami ciągle knują jak pogrążyć polskie państwo wciąż ma się dobrze. Aż dziwne, że podczas II Wojny Światowej Niemcy nie dogadali się z Żydami jak najpierw rozsadzić polski ruch oporu od środka, a dopiero potem przygotować holocaust. Widać niejedyny to błąd taktyczny kanclerza Adolfa. Obecnie Rosjanie, zapewne przerażeni efektami wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji nie mieli innego wyjścia jak spreparować katastrofę. Sztucznie wywołana mgła i nakłanianie pilotów samolotu, żeby nie lądowali, lecz nieszczere, być może za mało stanowcze, żeby jednak zdecydowali się lądować mówią same za siebie. Zresztą kto wie, czy i z wybuchem wulkanu na Islandii Rosjanie nie mieli czegoś wspólnego, by poprzez paraliż ruchu lotniczego pomniejszyć rangę uroczystości pogrzebowych (brak większości zapowiedzianych wcześniej gości zagranicznych).

Większości z nas, Polaków, trudno wyobrazić sobie, że istnieją cywilizowane kraje i ludzie, którzy nie wiedzą gdzie dokładnie leży Polska, o Gdańsku nigdy nie słyszeli, a o Warszawie wiedzą tyle, że leży w Europie. My mamy prawo nie wiedzieć jakie miasto jest stolicą Arizony albo Kaliforni, ani w jakim stanie leży Waszyngton, mamy prawo nie wiedzieć z kim (oprócz Polski, rzecz jasna) graniczą Niemcy, nie musimy znać przywódców najważniejszych partii Rosji, lecz jesteśmy święcie przekonani, że Polska to pępek świata, spędzający sen z powiek niecnym przywódcom naszych nieprzyjaciół (czyli prawie wszystkim), knującym dnie i noce jak nam zaszkodzić. I nieważne, że taka spiskowa teoria przypomina trochę rozumowanie człowieka chorego na schizofrenię, który wszędzie widzi podstępy i śledzących go wrogów, przeszkadzających w niezwykle ważnej dla świata misji. Może w jednych krajach chorobą społeczną jest otyłość, w innych AIDS, a nam trafiła się właśnie schizofrenia? Jeśli tak, to z pewnością przez Rosjan.

Gdynia, 19.07.2010; 02:00 LT

Komentarze