ZALEGŁA RELACJA Z PODRÓŻY SENTYMENTLANEJ (2)

  

Innym reliktem dawnych czasów, trochę już zapomnianym jest… gościnność. Odwiedziliśmy z tatą kilka domów i najbardziej dokuczało mi… przejedzenie. Dawno nie zjadłem tak wiele jak podczas tych kilku dni. Ale trudno było odmówić gdy gospodarze wyciągali co mieli najlepszego. Od kapuśniaku akurat gotującego sie na kuchni i jedynej ryby dopiero co złowionej w rzece po nalewkę i wędliny własnej roboty. W czasach, kiedy zwyczaj „wpadania do znajomych” bo akutrat było po drodze niemal zanikł i do dobrego tonu należy anonsowanie wizyt przez telefon, a jeszcze lepiej spotykanie się gdzieś w pubie na neutralnym gruncie, taki szczery poczęstunek wydaje się czymś niezwykłym, a odmowa jego przyjęcia czymś niestosownym.

                       

Pobyt na wsi, wędrówki po łąkach, polach, wsłuchiwanie w śpiew ptaków i pianie kogutów o poranku, pozwoliły mi zwolnic nieco tempo, próbować się wyciszyć…

  

Próbować, bo jednak każdy wieczór kończyłem lekturą słuzbowych e-maili. Mimo wszystko była to jednak jakaś odmiana.

Zwierzęta. Lubię wieś właśnie za możliwość spotkań z takimi pospolitymi, lecz rzadkimi dla mieszczucha gatunkami. Zabawne były prosiaki, ktore uciekały przede mną, lecz wystarczyło abym kucnął i zachowywał się spokojnie przez kilka minut, by zaciekawione otoczyły mnie kołem i podchodziły coraz bliżej.

Psy obszczekkiwały mnie niemiłosiernie, zwłaszcza kiedy o północy wychodziłem do sławojki. Siła dotyku jest jednak przeogromna. Groźnie ujadające czworonogi gdy znalazły się w zasięgu moich rąk i pozwoliły się pogłaskać, po kilku minutach były „kupione”. Nie mięso, nie jedzenie lecz dotyk – drapanie za uchem, głaskanie sprawiały, że zamiast ujadać, psy od tej pory biegły do mnie gdy tylko wychodziłem na podwórze, skakały, lizały po dłoniach, popiskiwały, machały radośnie ogonami. Myślę, że jak każda żywa istota,  pragnęły odrobiny czułości, a ta akurat w stosunku do zwierząt na wsi jest wciąż dużą rzadkością. Są po prostu inwentarzem jednym z wielu, mają swoją pracę do wykonania i nikt się nad nimi nie rozczula.

Oprócz psów i prosiaków najsympatyczniejsze były malutkie kotki.

Starszy, pręgowany kot upodobał sobie balustradę tarasu, z której leniwie obserwował co dzieje się na podwórzu.

A na podwórzu majestatycznie spacerowały kogut. Jeden, albo drugi, bo były dwa, dla towarzystwa tuzina kur. Dzięki nim mogliśmy na śniadanie skosztować jajecznicy ze świeżutkich jajek.

Znów przypomniały mi się wakacje spędzane u babci, kiedy każdego ranka biegaliśmy na poszukiwanie jajek. Znajdowaliśmy je czasem w kurniku, czasem gdzieś pod krzakiem, a czasem w sianie nieopodal kurnika.

Wieczorem zaś, po dojeniu, babcia częstowała nas mlekiem „prosto od krowy”. Miało zupełnie odmienny smak od tego sklepowego. Tak inny, że nie którzy na wsi do dziś „sklepowego” nie uznają twierdząc, że to woda. Spotkałem też jednak „miastowych”, którzy wręcz brzydzą napić się takiego mleka, akceptując jedynie to przerobione w mleczarni. Ot, siła przyzwyczajenia.

Nie reliktem, lecz znakiem nowego są natomiast kucyki. Hodowane i odsprzedawane ku przyjemności ich nowych właścicieli. Dawniej wszystko miało swoją konkretną rolę. Hododwało się zwierzęta dla zapewnienia żywności, ubrań, jako siłę pociagową. Wszystko musiało mieć konkretny cel. Hodowla dla przyjemności (i związanych z nią zysków) jest świadectwem postępu cywilizacyjnego.

Nie byłoby wsi bez bocianów. To przecież niemalże symbol naszego kraju. Było ich wiele w okolicy. Najbardziej podobały mi się, kiedy przechadzały się po zieleniących się łąkach.

  

ale przecież częścią krajobrazu są ich charakterystyczne gniazda.

Wędrowałem po łąkach nad rzeką…

polami, z dojrzewającym powoli zbożem…

znajdowałem moje ulubione chabry

i zapominałem na chwilę, że istnieje gdzieś świat, gdzie wszyscy pędzą jak szaleni, gdzie każdą minutę przestoju statku przelicza się na dolary, więc trzeba tym statkom zapewnić wszystko by takie przestoje się nie zdarzały, ale zapewniać nie za wszelką cenę jak chcieliby niektórzy kontrahenci… To wszystko czekało na mnie w bebechach laptopa, który czekał cierpliwie by wyrzucić z siebie nowe informacje, kiedy wreszcie wrócę ze spaceru.

Zatoka Meksykańska; 28.05.2008, 20:20 LT

Komentarze