ŻAL ZA CESARIĄ

Ależ smutny wieczór…  Ledwie wróciłem z Filipin i chciałem napisać coś o tym, a tu przychodzi wiadomość o smierci Cesarii Evory. Nie będę przepisywać okolicznościowych tesktów o Bosonogiej Divie, które już się zdążyły ukazać. Musiałbym je powtarzać, bo sam niewiele wiedziałem o jej życiu. Uprzyjemniała mi czasem niedzielne popołudnia za sprawą „Sjesty” gdzieżby indziej jak nie w Trójce.

Z Moim Aniołem od blisko roku planowaliśmy wyjazd na Wyspy Zielonego Przylądka. Jednym z naszych marzeń było przy odrobinie szczęścia wysłuchać pełnych nostalgii piosenek na żywo w jej ojczyźnie. Gdzież mogłyby zabrzmieć piękniej jak nie tam? Nie starczyło czasu, pieniędzy ani determinacji. Odłożyliśmy ten projekt do wiosny, lecz Cesaria już nam tam nie zaśpiewa. Jeszcze raz okazało się, że nie powinno się marzeń odkładać na później.

Słucham po raz już chyba dwudziesty dzisiaj jej „Tempo i silencio” i żal ściska mi serece, że nawet w Polsce nie wykorzystałem żadnej okazji, by zobaczyć i posłuchać jej na żywo.

Republika Wysp Zielonego Przylądka starciła wielkiego ambasadora. Tak zresztą jak i cała Afryka. A my kolejną wielką osobistość.

Szczecin, 17.12.2011; 23:45 LT

Komentarze