ZA ILE MNIE POKOCHASZ?

            

Mistrzostwa świata w piłce nożnej tuż tuż. Do kina już zupełnie nie będzie kiedy chodzić, a tyle mam zaległości. Tyle, że mogłem pójść praktycznie w ciemno. Miałem do wyboru od ręki „Kod da Vinci”, „Omen” oraz „Za ile mnie pokochasz”. Uznałem, że największe ryzyko szybkiego zniknięcia z ekranów ma ten ostatni, więc wybrałem sie własnie na niego. W ten oto sposób już po raz drugi w niedługim czasie zaliczam film francuski.

I nie żałuję.

Film jest zrealizowany dość skromnymi środkami. Akcja dzieje sie niemal zupełnie w pomieszczeniach i to w kilku zaledwie. Aktorów tez jest niewielu. Pomyślałem sobie w trakcie seansu, że to również bardzo dobry materiał na spektakl teatralny.

Temat stary jak świat. Przeciętny, nawet bardzo przeciętny, zeby nie powiedzieć grubo poniżej przeciętnej, facet. Taki życiowy nieudacznik, zwolniony w liceum z WF, przygaszony urzędnik, samotny bo takich to kobiety chyba nawet nie zauważają. A naprzeciwko kobieta niezwykłej urody, wielkiej klasy, i chociaż do kupienia, to cena jest raczej zaporowa. Onieśmiela więc tym bardziej.

Gdyby jednak wygrać los na loterii? Ów zyciowy fajtłapa posiadłby nieosiągalną wcześniej władzę. Wypchany portfel pozwala mu dokonać transakcji – sprawić, by upadły anioł zamieszkał razem z nim. Pieniądze mogą ułatwić decyzję, jednak raczej nie są w stanie zmienić charakteru. Przynajmniej nie od razu. Pierwszy wspólny wieczór  to męki owej pary obsadzonych nagle w nienormalnych dla nich rolach. A później robi sie coraz ciekawiej…

Opowieść w tym filmie prowadzona jest dość lekko. Dużo w niej poczucia humoru, często subtelnego, czasem niemalże filozoficznego, godnego najlepszych filmów Woody Allena, a czasem rubasznego jak od Hrabala.

Kobieta sprzedajna potwierdziła ogólnie znane prawdy, ze to bardziej charakter niż zawód. Głównemu bohaterowi to jednak nie przeszkadza. Gotów jej wiele wybaczyć, byle tylko była z nim. Oczywiście od samego początku nie traktuje jej jak dziwki. Jest dla niego ideałem piękna, tak delikatnym, że aż starch go dotknąć, więc celebruje ten dotyk i godzi się, na obecność mniej subtelnych partnerów, byle nie na jego oczach.

W życiu owej kochanki ważne miejsce zajmuje jednak jeszcze inny mężczyzna. Sutener, gangster, czerpiący zyski z jej nierządu, taki któremu lepiej w droge nie wchodzić. Ma on wyłączność na bezpłatne usługi owej damy, żyje z nią w nieformalnym związku i nie podoba mu się dziwaczna transakcja wskutek której jego partnerka przeprowadziła się do innego. Pora to przerwać. Gangster z ochroniarzami zjawiają się w mieszkaniu fajtłapy. Masakra wisi w powietrzu. Pada propozycja nie do odrzucenia: nieudacznik zapłaci gangsterowi to, co wygrał, a w zamian może sobie zatrzymać jego partnerkę na stałe. Tyle tylko, że chłopina juz zdążył się na ladacznicy kilka razy sparzyć i obawia się iż także tym razem piekność długo u niego miejsca nie zagrzeje. W przeciwieństwie do pieniedzy, które zasilą konto jej byłego (?) opiekuna.

Pisać o wszystkich zwrotach akcji jakie później nastąpią, to pisać całą książkę. Niesamowity to film o miłości i pożądaniu rozumianym na przerózne sposoby. Film pełen ciepła i humoru. Dawno nie oglądalem obrazu pokazującego styk rynsztokowego półświatka z szarymi obywatelami w tak subtelny sposób. Nie ma tam charakterystycznego bluzgania, a jesli jakieś dosadne określenia padają, to właśnie w rubaszny a nie wulgarny sposób.

Jak to w kinie rzeczywistość jest zapewne mocno upiększona, ale jeśli przyjmuje sie zabawę w konwencje to raczej to nie przeszkadza. A ile daje nadziei na lepsze jutro!

Smakowity kąsek ten film. Monika Belucci też, chociaż… chyba wolę ją oglądać ubraną.      

To tyle o filmie. Nic juz więcej miało nie być, ale nie mogłem sobie odmówić skomentowania politycznej rzeczywistości pewnym cytatem. Dotyczy on przemówień naszego prezydenta oraz jego brata i iście brawurowego wykonania hymnu państwowego na sobotnim kongresie PiS. Nie było w tym hymnie ani melodii ani rytmu (zabrzmiało gorzej niz „sto lat” po kilku głębszych u cioci na imieninach) a na dodatek intonującemu zaspiew pomyliły sie kierunki i poprowadził pieśń słowami: „z ziemi polskiej do włoskiej”:

Winny jest prezydent, pisze gazeta.. Mamrocze. Mówi przez zęby. Nie otwiera dostatecznie szeroko ust. Nawet papież Benedykt, gdy był niedawno w Polsce, mówił wyraźniej po polsku niż Kaczyński.

(…)

Jeszcze raz pokazały to poniedziałkowe "Wiadomości" w materiale o tym, czy Polacy znają swój hymn i potrafią go śpiewać. Nawet osoby niemające słuchu bez trudu mogły usłyszeć, że prezes PiS straszliwie fałszuje, w zasadzie nie śpiewa – raczej recytuje. I na dodatek myli się w refrenie. "Marsz, marsz, Dąbrowski, z ziemi polskiej do Polski" – zaśpiewał w pierwszym refrenie.

Wygląda na to, że niezwykłe interpretacje hymnu splataja się z piłkarskimi mundialami. Przypomnieli to sobie tez forumowicze:

– Po Edycie Gorniak, to kolejna kontrowersyjna interpretacja naszego hymnu .

– Może w tej plotce o romansie Górniak z prezydentem jest jednak troche prawdy? 🙂

– w nastepnej odslonie powinni "Dumke na dwa serca " zaspiewac 🙂

Gdynia, 08.06.2006, 00:35 LT

 

Komentarze