Z TOPOREM W PLECAKU (1)

Kto ma statki, ten ma wydatki. Stare przysłowie sprawdza się tutaj kazdego dnia. Tylko dlaczego te wydatki są aż tak wielkie? Kontrahenci dzielą się na takich, którzy myślą o rzetetlnej, długofalowej współpracy oraz na rozbójników, którzy chcą jedynie zgarnąć szybka kasę korzystając z faktu, że zaloga statku w danym momecie przyciśnięta jest do muru i nie ma mozliwości skorzystania z usług kogos innego.

Bez łososia na kolację mozna się obejść. Wśród blisko setki rozmaitych pozycji zamawianego prowiantu skrywała sie cena zamówionych pięciu kilogramów wędzonego łososia. Odkryta w trakcie uważnej lektury. 555 dolarów amerykańskich! 111 USD za kilogram! Podejrzewam, że nawet monarchowie aż tak nie szaleją. Zapytałem naszego dostawcę czy przypadkiem nie zapomniał gdzieś postawić przecinka. Pan był bardzo uprzejmy, usmiechnął się szeroko, poklepał mnie po ramieniu i rzekł

– Don’t worry Dario! Zaraz sprawdzimy!

Sparawdzał, sprawdzał, gdzieś zadzwonił i w końcu triumfalnie obwieścił.

– Rzeczywiście błąd. Ach ci pracownicy! Łosoś, zwłaszcza importowany jest drogi, lecz nie aż tak. Wiesz, ponieważ tak głupio wyszło, to sprzedam ci go po kosztach własnych, bez zarobku.

– Dziekuję, to miłe z Twojej strony – ucieszyłem się i zaraz zaczęły mną targać wyrzuty sumienia, że biedny shipchandler bedzie musiał dowieźć łososia za darmo.

– Sześćdziesiąt cztery dolary za kilogram. Good? – spojrzał na mnie tak, jakby oddawał mi ostatnie grosze, bym mógł zrobić interes życia.

– Good, ale wiesz, oni moga zjeść łososia później, a na razie niech jedzą zwykłe ryby. Świnia ze mnie, wiem, ale jakoś wytrzymają do Kanady.

Dwa dni później okazało się, że przydałaby się nowa taśma miernicza do sondowania zbiorników balastowych. Jest to metalowa wyskalowana taśma o długości dwudziestu metrów. Podobna do zwykłych taśm mierniczych jakie można kupić w supermarketach. Tyle tylko, ze dłuższa, z ciężarkiem na końcu z korbką do łatwiejszego zwijania.

– Możesz taka dostarczyć? – zapytałem.

– Jasne.

– Jutro?

– OK, jutro.

– No to dobrze. Czekamy.

Już się żegnaliśmy, gdy jakieś złe przeczucie mnie tknęło. Przypomniałem sobie owego łososia. Złapałem gościa w drzwiach.

– Zaraz, zaraz! A po ile ta taśma?

– Po ile? – zrobił minę niewiniątaka. – Zaraz sprawdzę.

Dzwoni tu, dzwoni tam…

– Pięćset dziewięćdziesiąt trzy dolary.

Dobrze, że rzecz działa się już przy drzwiach, bo gdyby pięć minut wcześniej, przy stole, prychnąłbym na niego kawą.

– Ile????!!!!

– No tak… No tak… Coś chyba im sie w biurze pomyliło – zmieszał się wyraźnie – Poczekaj chwilę, zaraz sprawdzę.

Sprawdza, coś krzyczy do telefonu, na koniec poprosił o kalkulator. Liczy, liczy i w końcu znów szeroki usmiech zagościł pod jego bujnym wąsem.

– No jasne, że sie pomylili!

– Od początku tak myslałem. Ile?

– Trzysta pięćdziesiąt siedem dolarów i dwadzieścia centów.

– Wiesz, chyba jakoś jeszcze wytrzymamy ze starą taśmą.

Rio de Janeiro, 16.08.2005

 

 

Komentarze