Z LAMUSA (67) – POŻEGNANIE Z NACHODKĄ

Nieeee, znowu Jangcy! Przeksztalcilismy sie w prawdziwy liniowiec plywajacy na trasie Nachodka – Jangcy. Wlasnie przyszla wiadomosc, ze z Nachodki mamy plynac do Changshu i Szanghaju. Ciesze sie z tego Szanghaju, bo widzialem go raz i bardzo duze zrobil na mnie wrazenie. Z Changshu ciesze sie mniej.

Przez caly dzien wiatru prawie nie bylo. Zerwal sie pod wieczor. Zdazylismy juz prawie podplynac pod brzegi Korei Polnocnej. Niz zamiast na polnocny wschod, powedrowal na poludniowy wschod. Znajdujac sie na poludnie od nas, przyniosl nam wiatry wschodnie zamiast zachodnich. Przed wschodnimi nie ma jak sie zaslonic. Najblizszy brzeg w tamtym kierunku to Japonia. Moze jednak zanim sila wiatru i fala wzrosnie, zdazymy znalezc sie blisko naszego celu. Zostalo juz niewiele, raptem kilkanascie godzin.

Morze Japonskie, 15.02.2001, Czwartek


Udalo sie. Sila wiatru wzrosla do siedmiu w skali Beauforta, ale niz przesuwal sie na tyle szybko, ze zaczelo wiac z polnocy, a z tamtego kierunku krzywdy nam zrobic juz nie moglo.

Dlatego o wpol do szostej nad ranem zaczelismy wyrzucac balasty szczytowe. Za bardzo sie jednak cieszylismy… Okazalo sie ze z prawego zbiornika nr 3, mimo otwartego zaworu, nic nie leci. Poniewaz zawor byl w porzadku, diagnoza mogla byc tylko jedna: zamarzla woda w rurze spustowej. Rury te maja niewielki przekroj. Projektant nie myslal zapewne, ze maja sie sprawdzac w iscie arktycznym klimacie. Pierwsza rzecz w tej sytuacji to przerwanie oprozniania zbiornika lewego, aby statek nie zlapal przechylu. Ale z lewym zrobila sie sytuacja odwrotna: raz otwarty, z powodu stopniowego obmarzania, nie dal sie juz zamknac. Woda uciekala, a statek zaczal przechylac sie na prawa burte. Kazalem rekompensowac ubytek wody z lewej burty, odpompowywaniem zbiornika dennego, trzeciego, prawego. Tymczasem zas kazalem poczynic przygotowania do wejscia do zamknietej przestrzeni miedzy podwojnymi burtami, aby dostac sie do zamarznietej rury spustowej i ja podgrzac. Przygotowania byly czasochlonne, bo trzeba bylo odkrecic pokrywy, sprawdzic atmosfere wewnatrz owej zamknietej przestrzeni, czy ma wystarczajaca ilosc tlenu, przewentylowac ja i dopiero potem wpuscic ludzi. Kiedy tam w koncu weszli, wystarczylo okolo pieciu minut grzania i woda poszla. Okazalo sie, ze bryzgi fal, ktore dostawaly sie do wylotu rury, tworzyly narastajacy lod i w koncu zaczopowaly jej kolanko wewnatrz. Udalo sie opanowac sytuacje niemal rzutem na tasme, tuz przed wejsciem do portu, juz w zatoce.

Pilot przyjechal od razu. Gruby, stary lod sprawil nam troche klopotu, ale ja najbardziej zapamietalem… foke, ktora nagle pojawila sie nam za rufa, pluskajac sie w wolnym chwilowo od lodu przesmyku. Foka tutaj? Niemalze w porcie? Woda musi byc wiec czysta.

Niestety, do Biznies Cientr dzisiaj nie poszedlem. Przyplynela bunkierka z paliwem. Bunkrowanie trwalo kilka godzin, do wieczora. W jego trakcie odebralem e-mail:

Dear Capt.

Informujemy, ze nowego kapitana zamierzamy wyslac do Szanghaju. Wrocimy do szczegolow we wlasciwym czasie.

Pozdrowienia.

No to ladnie. Co mnie podkusilo, zeby wyslac prosbe o zmiennika tak wczesnie? Chcialem byc w porzadku i powiadomilem ich zgodnie z regulaminem z miesiecznym wyprzedzeniem. A oni sie sprezyli i zostalo mi 4 dni na przygotowanie wszystkich papierow i spakowanie sie. czeka mnie niezly kierat.

Nachodka,  16.02.2001, Piatek

  

Jeszcze stoimy w porcie. Zaladunek zakonczy sie dopiero w nocy, a odprawa zamowiona jest na rano. Zanim wyjdziemy w morze, bedzie juz prawie poludnie. Do Szanghaju w najlepszym wypadku dotrzemy dopiero w piatek.

Nachodka zegna mnie iscie wiosenna pogoda. Odwilz. Ulicami plynely dzis potoki wody, a ja chodzilem bez czapki i rekawiczek. Przyzwyczailem sie juz troche do tego miejsca. Podobnie jak na porzednim kontrakcie do Rouen. I tu i tam mialem juz swoje miejsca, swoje trasy spacerow, znajomych ludzi. Podczas obecnego postoju ze zdziwieniem stwierdzilem, ze przestano kontrolowac mnie na bramie. A kontrole dokumentow sa tu zwykle bardzo drobiazgowe.

– „Accurate”, kapitan, znajem – mowia zazwyczaj z usmiechem strazniczki i kaza przechodzic. Albo innym razem pogranicznik, ktory nieraz trzymal warte przy trapie statku, tym razem stojac na bramie zagadnal:

– Kapitan, bud’tie zdorow. Nie zabywajtie o nas. Wy choroszoj czielowiek.

Po takich slowach robi sie miekko na sercu, bo wydawalo mi sie, ze niczym specjalnym sie nie wyroznialem. Widocznie na innych statkach byli traktowani inaczej. A ta wylewnosc to w zwiazku z tym, ze dowiedzieli sie (od zalogi ani chybi), ze wkrotce jade do domu. Na pewno jest w tym cos, ze sa to pokrewne, slowianskie dusze i latwiej sie nam porozumiec (bynajmniej nie tylko o jezyk tu chodzi). Mimo niedogodnosci, z sentymentem bede wspominac to miasto i ludzi, ktorzy od serca przynosili czasem „podarki”. Wspomniany juz kiedys album o Nachodce, wlasnej roboty dzem, wlasnej roboty kawior czy marynowana papryke. Niewielki gest, ale wymowny. Po czyms takim wierzy sie w szczery zal, ze spoznilismy sie na prawoslawne Boze Narodzenie, bo chetnie zaprosiliby mnie w swieta do domu i w obietnice, ze jesli bede kiedys jeszcze tu latem, to wybierzemy sie za miasto zobaczyc tajge, lowic ryby, posiedziec przy ognisku…

Nachodka, 19.02.2001, Poniedzialek

 

Noc nie byla calkiem spokojna. Zaladunek zakonczyl sie o jedenastej wieczorem, ale do 03.20 trwalo mocowanie ladunku. Kazalem budzic sie gdy bedzie konczony lashing i chocking w kazdej z ladowni. Wolalem sprawdzic to sam, bo nie dowierzam chiefowi. Potem i tak musialem podpisywac dokumenty wiec nawet nie rozbieralem sie do snu lecz jak to bywa w takich sytuacjach, spedzilem noc na warchlaka, w ubraniu, pod kocem, lapiac krotkie okresy snu miedzy jednym budzeniem a drugim.

Rano, przed przybyciem pogranicznikow i celnikow wyskoczylem jeszcze do sklepu obok bramy portu i kupilem baterie do latarek. Zaczynalo juz ich brakowac, a przy okazji pozbylem sie ostatnich rubli. Jezdzac glownie miedzy portami Rosji, Chin i Korei, nie przywiazywalem zbytniej wagi do pozostajacych w kasie resztek rubli, yuanow czy wonow. Wiadomo bylo, ze wykorzysta sie je nastepnym razem. Teraz jednak, dla zmiennika, powinienem miec tylko dolary.

Odprawa poszla sprawnie glownie dzieki temu, ze ogromna wiekszosc kwitow agent przyniosl mi do podpisania dzien wczesniej. Cale szczescie, ze tak uczynil, bo samych kwitow sternika bylo 31, po 15 kopii kazdego czyli 465 sztuk. Mialem wiec okazje pocwiczyc nadgarstek. 

Odcumowalismy o 11.35, a o 12.45 znalezlismy sie na otwartym morzu. Pogoda byla piekna, sloneczna, prawie bezwietrzna. Wokol plywal jeszcze pokruszony lod, ale czulo sie zblizajaca sie szybko wiosne. Az wierzyc sie nie chcialo, ze jeszcze dwa tygodnie temu panowaly tu siarczyste mrozy. Po zdaniu pilota patrzylem jeszcze troche na oddalajace sie gory, przelecialem myslami przez moje osiem tu zawiniec w ciagu obecnego kontraktu, a potem kazalem mechanikom rozkrecac maszyne do pelnych obrotow morskich i zabralem sie za wysylanie teleksow.

Statek jest juz w drodze z Nachodki do Szanghaju. ETA Changjiang Kou 23 lutego, 0900.

E-mail tej tresci poszedl do dzialow zalogowych armatora w Hamburgu i w Manili.

Teraz juz moga rezerwowac bilety lotnicze, uzgadniac z agentem w Szanghaju szczegoly, a jutro lub pojutrze powinienem otrzymac plan podrozy zmiennika i swoj. Dla mnie najbardziej interesujace jest, czy polece prosto do domu, czy tez najpierw do Hamburga. Normalnie powinienem leciec przez Hamburg, aby pojawic sie na czyms wrodzaju interview w siedzibie armatora. Wszystko jednak wskazuje na to, ze opuszcze statek w sobote wiec nie wiem, czy zdecyduja sie na trzymanie mnie w hotelu.

Po wyslaniu teleksow polozylem sie, aby odespac troche zarwana noc. Reise fieber nie dala mi jednak spac zbyt dlugo. Swiadomosc czekajacych papierzysk byla dokuczliwa wiec wstalem i zabralem sie za robote. Z przerwami na pranie zeszlo mi do tej pory, czyli do dwudziestej drugiej i mam jakies 25 procent roboty za soba. Jesli sie spreze jutro, to o tej porze powinienem miec jakies 80 procent za soba. Wtedy w czwartek moglbym wygospodarowac sporo czasu na spokojne spakowanie rzeczy.

Morze Japonskie,  20.02.2001, Wtorek

Komentarze