Z LAMUSA (65) – PO KITAJSKICH MOROZACH

Podroz z Nachodki na poludnie prawie zawsze przebiega spokojniej. Plynie się na ogol z wiatrem, a na dodatek statek jest zaladowany i nie poddaje się tak latwo falom. Wiatr poczatkowo polnocny, teraz zaczyna się zmieniac coraz bardziej na wschodni. Zdecydowalem wiec, podobnie jak porzednio, oplynac koreanska wyspe Cheju od poludnia. Ale to dopiero jutro wieczorem. Na razie jestesmy jeszcze na Morzu Japonskim i dopiero rano wejdziemy w Ciesnine Koreanska.

Wyjscie z Nachodki opoznilo się dosc mocno. Wczoraj rano pozostawalo do zaladowania już tylko 420 ton i wydawalo się, ze bez problemu opuscimy port poznym popoludniem. Tymczasem zaczelo się slimaczyc mocowanie ladunku i calosc zakonczono dopiero o 19.10. Zaraz potem odprawa i poinformowano nas, ze pilot przybedzie o 21.30. Wprowadzal wlasnie jakis inny statek do portu i miał przyjechac do nas zaraz po tej operacji. Lod spowodowal jednak znaczne opoznienie cumowania i pilot dotarl dopiero po polnocy. Odcumowalismy o 00.35, ale zanim wyplynelismy na otwarte morze i zanim wyslalem teleksy, zrobila się trzecia nad ranem. I z tego powodu ziewam caly dzien bez ustanku.

Znow miałem przejscia z przedstawicielem czarterujacych nas Koreanczykow. Probowal już raz wyludzic ode mnie piecdziesiat dolarow w listopadzie. Tym razem poszedl na calosc. Przyjechal na statek wczoraj około czternastej i zapytal czy dostalem juz teleks  z Seulu w sprawie pieniedzy, które miałem mu wyplacic.

          Nie. Nic nie przyszlo. – odpowiedzialem po sprawdzeniu na mostku.

Zadzwonil gdzies ze swojego telefonu komorkowego, pogadal po koreansku i zaczal tlumaczyc:

          W Korei jest teraz przerwa na lunch. Szefow nie ma w biurze. Jeżeli jeszcze nie wyslali teleksu, to w takim razie zrobia to zaraz po powrocie, a ja ich ponagle. Problem w tym, ze ja już teraz musze mieć tysiac dolarow, aby zaplacic pracownikom portu za ekstra prace i przyspieszenie zaladunku. Firma zwroci ci te pieniadze w nastepnym porcie. Ja oczywiście wszystko pokwituje.

Wyciagnal z nesesera odpowiednie formularze i pokwitowal przyjecie tysiaca dolarow. Podpis, firmowa pieczec oraz dopisana na moje zadanie uwaga, ze pieniadze sa do zwrotu w najblizszym porcie. Miałem oczywiście watpliwosci, czy slusznie postepuje, ale w koncu oni nie od wczoraj czrteruja statki naszej kompanii, obracaja znacznie wiekszymi pieniedzmi, a ow kapitan jest przedstawicielem  tej firmy w Nachodce. Kiedy jednak minely dwie godziny, a zapowiedziany teleks nie nadchodzil, wyslalem ja teleks do nich, informujac o sprawie i proszac o potwierdzenie, ze było to przez nich uzgodnione. Wyszlismy z Nachodki, nastal ranek, poludnie, a potwierdzenia wciąż nie było. Wyslalem wiec kolejny teleks. Do kolacji brak odpowiedzi. Wreszcie nadeszla pod wieczor. Oddadza w Changshu cala kwote oraz dodatkowo bonus dla mnie za dobra wspolprace. I prosza, aby wspomnianemu kapitanowi nigdy zadnych pieniedzy nie dawac. Potwierdza się wiec, ze to cwaniak i kanciarz. Nie wiem tylko na co liczyl biorac ten tysiac. Ze nie odda? Przeciez zwyczajnie potraca mu z pensji. A może to nalog i jego tok myslenia nie siega tak daleko? W takim razie powinni go wywalic na zbity pyski, zanim narobi wiekszych dlugow.

W niedziele nie wytrzymalem i wzialem ze soba aparat. Była w nim koncowka filmu, wiec postanowilem uwiecznic Lenina przed Domem Kultury. Być może za kilka lat już go tam nie będzie. 

08-02-2012 00-19-15_0001

Szlismy spacerkiem z chiefem mechanikiem i dyskutowalismy na temat komunizmu, indoktrynacji dzieci jaka miala miejsce w szkolach, a nawet w przedszkolach.

          O tak – opowiadal chief – Z indoktrynacja to było tak, ze z tego wszystkiego nieswiadom niczego, wplotlem komunizm do koled..

          Jak to do koled?

          Jak chor ludzi spiewal w kosciele koledy, to ja, jako male dziecko, nie wszystkie slowa rozumialem. Wszyscy spiewali wiec:

Maryja Panna, Maryja Panna

Dzieciatko piastuje,

I Jozef stary, i Jozef stary

Ono pielegnuje…

to ja gardlowalem na caly kosciol:

Maryja Panna, Maryja Panna

Dzieciatko piastuje

I Jozef Stalin, i Jozef Stalin

Ono pielegnuje

nie zdajac sobie sprawy, ze to bez sensu i na dodatek prowokacja.

          Dobrze, ze zginelo wśród choru tylu gardel – powiedzialem, smiejac się. – Inaczej nie obeszloby się bez linczu.

          Kiedy po latach opowiedzialem o tym ksiedzu, który przyszedl do nas po koledzie, to ten az się przezegnal – zasmial się chief.

Morze Japonskie,  06.02.2001, Wtorek

 

Zrobilo się przyjemnie cieplo. Temperatura powietrza wynosila rano +9 stopni. Az się wierzyc nie chce, ze o poltorej doby jazdy stad dalej na polnoc sa już takie mrozy. Pewnie za jakies 8-10 dni będziemy tam znow. Ciekawe, czy sprawdzi się zapowiedz pilota, ze kiedy przyjedziemy za około dwa tygodnie, zatoka będzie już wolna od lodu i zima zacznie się wycofywac. To bowiem, czego doswiadczylismy ostatnio, okreslaja tam ponoc mianem „kitajskie morozy”. Kitajskie dlatego, ze pojawiaja się w okolicach chinskiego Nowego Roku. Po kitajskich morozach jest już tylko lepiej – zima zaczyna ustepowac. Hm, trudno żeby było gorzej, jeżeli w sobote było –31 stopni. Co prawda w Jakucji, jak podawali w telewizji, były –53 stopnie, ale w Nachodce klimat jest lagodniejszy.

Sytuacja baryczna rozwinela się inaczej niż się spodziewalem. Wyz znad Syberii szybciej przesuwa się na wschod, a nad Morzem Japonskim narodzil się nowy niż. W efekcie przynosi to sztormowe wiatry z polnocy, które z czasem zmienia kierunek na polnocno-wschodni. Zmienilem wiec plany i zdecydowalem się plynac wzdluz poludniowych wybrzezy Korei, zostawiajac wyspe Cheju z lewej burty. Wówczas skok przez morze od Korei do Chin odbedzie się na kursie 230 stopni i polnocno-wschodni wiatr nie powinien zrobic nam krzywdy.

Koncze ze sporym opoznieniem sprawozdawczosc za styczeń. Jutro rano pozostanie mi zrobic troche fotokopii dokumentow i zapakowac wszystko do koperty. Zakonczy się biurokratyczny maraton i będzie można przestawic się na spokojniejszy rytm.

Ciesnina Koreanska,  07.02.2001, Środa

Wlasciwie to tak na dobra sprawe nie wiem czy jest to już Morze Wschodniochinskie, czy jeszcze Zolte. Trudno okreslic, ktoredy przebiega granica. Jedno, co nie podlega dyskusji, to fakt, ze znajdujemy ssięw centrum wyzu i dzieki temu mamy doskonala pogode. Ustal wiatr. Jeszcze daje znac o sobie martwa fala, pozostala po nocnym sztormie, ale i ona maleje z godziny na godzine. Nie będziemy wiec musieli się chowac za Wyspami Maan Liedao, aby rzucic kotwice. Można to będzie zrobic na otwartej redzie, dzieki czemu przynajmniej o poltorej godziny skrocimy droge z kotwicowiska do ujscia rzeki. Nocny sztorm sprawil, ze stracilismy około trzech godzin i w okolice ujscia Jangcy dotrzemy około pierwszej w nocy. Ponieważ kwadrans po osmej rano kazano nam być przy boi nr1, trzeba będzie wstac wczesniej niż zwykle. Znow nocka zarwana. Dzisiejsza była zarwana z powodu sztormu, a wczorajszej wyrwal mnie ze snu nocny telefon od M (w Polsce był to dopiero wczesny wieczor).

Piec tygodni. Tyle mniej wiecej mi zostalo do powrotu  do domu. Lapie się na tym, ze coraz czesciej spogladam na kalendarz i powoli, powoli, zaczyna mi się udzielac reise fieber.

Morze Wschodniochinskie, 08.02.2001, Czwartek

Komentarze