Z LAMUSA (60) – SZTORM

Przez cala noc zamagalismy sie ze sztormem, ktory wieczorem przybral na sile. Kadlub bardzo ciezko przcowal na fali. Okolo drugiej w nocy zmniejszylem predkosc do pol naprzod. W efekcie statek sie niemal zatrzymal, bo jak mozna inaczej nazwac owe marne 1.9 wezla? Do rana przeplynelismy tyle, ile zazwyczaj w niecala godzine. Po sniadaniu kazalem zwiekszyc obroty do dolnego zakresu calej naprzod. Predkosc zwiekszyla sie do 5 wezlow, ale statek znow zaczal ciezko pracowac.

Fala nawet nie byla duza, ale wystarczyla na nasze mizerne zanurzenie. Okolo pietnastej koreanski brzeg zaczal uciekac na zachod wiec my rowniez zmienilismy kurs odchylajac sie w tym samym kierunku. Kiedy posuwalismy sie kursem 325 stopni zamiast 360, statek zaczal pracowac lzej, a i predkosc zwiekszyla sie do 9 wezlow. Postanowilem wobec tego odczekac, az miniemy obszar cwiczen w bombardowaniu przeprowadzanych przez marynarke poludniowokoreanska i zmienic kurs na 030. Odchylka od nordu taka sama, ale zaczelismy sie w koncu posuwac w strone Nachodki, a i wiatr mielismy z burty zamiast z dziobu. Co prawda przechyly byly wieksze, ale statek przestal wreszcie walic dnem o powierzchnie wody. Natychmiast tez nasza predkosc zaczela rosnac wiec kazalem tez zwiekszyc obroty silnika do pelnej, calej naprzod. Po chwili plynelismy juz z normalna predkoscia 13.5 wezla, ale ta okazala sie za duza jak na te warunki, wiec troche spuscilem z tonu. I tak wygladalo na to, ze damy rade doplynac do Nachodki jutro wieczorem, z dwunastogodzinnym zaledwie opoznieniem. Po kolacji jednak znow przyszly zle prognozy. Postepujace pogorszenie pogody od poludniowej czesci Morza Zoltego i poludniowo-zachodnich wybrzezy Korei. U nas tez zaczelo sie pogarszac i wskutek tego znow plyniemy na minimalnej calej naprzod z predkoscia okolo 6.5 wezla. Do Nachodki doplyniemy wiec w najlepszym wypadku we wtorek rano.

W kabinie wszystko porozwalane. Juz przestalem sprzatac, bo to syzyfowa robota. Zbiore wszystko jak warunki sie polepsza. W taka pogode to mozna tylko lezec w koi i czytac lub ewentualnie ogladac telewizje. Oczywiscie pod warunkiem, ze niczego innego robic sie nie musi. Wspolczulem marynarzom, ktorzy na mrozie i wietrze musieli myc ladownie.

Morze Japonskie,  14.01.2001, Niedziela


Chodze jak sniety. Dwie noce nieprzespane. Warunki pogodowe pogarszaly sie przez cala noc. Wysoka martwa fala skrzyzowana z wiatrowa, nasza predkosc zaledwie 4.5 wezla i odebrana prognoza o zwiekszajacej sie sile wiatru od Kamczatki po Filipiny. Widzialem, ze w ten sposob utkne na srodku morza i potem nawet jesli nie bedzie wiatru, to martwa fala bedzie nas skutecznie hamowac. Zrobilem wiec zwrot o 120 stopni i zaczalem co prawda lekko oddalac sie od Nachodki, ale za to zblizac sie do wybrzezy Polnocnej Korei, gdzie spodziewalem sie byc oslonietym od polnocno-zachodniego wiatru i tak posuwac sie wzdluz brzegu az do Nachodki. Kiedy okolo szesnastej dotarlismy tam, wiatr ucichl, a stacje zaczely odwolywac ostrzezenia sztormowe. Nadlozylismy drogi, ale za to znalezlismy sie juz poza zasiegiem oddzialywania martwej fali rozpedzajacej sie gdzies od Sachalinu. Wreszcie przestalo kiwac, posprzatalem kabine, a teraz marze tylko o tym aby sie wreszcie wyspac. Predkosc mamy juz nawet powyzej normy: 14.5 wezla, wiec na rede Nachodki doplyniemy okolo dziesiatej rano. Przyszedl dzis fax od agenta z informacja, ze zatoka jest mocno zalodzona i beda nam wczesniej przygotowywac miejsce do cumowania. Mam nadzieje, ze uda im sie skutecznie pokruszyc i wyplukac lod. W przeciwnym razie czeka nas dluga zabawa. A nie bedzie to przyjemne gdyz, jak podal agent, temperatura waha sie w przedziale minus 25-30 stopni.

Morze Japonskie,  15.01.2001, Poniedzialek

Komentarze