Z LAMUSA (53) – BOŻE NARODZENIE

Spokojny swiateczny dzien. Nawet morze sie uciszylo. Jedynie teleksy z Tajlandii zaklocaly bloga cisze, no ale oni nie swietuja Bozego Narodzenia. 

Wieczor wigilijny byl bardzo udany. Piekne dekoracje, zaloga zaangazowana i gotowa do zabawy, stoly zastawione obficie. Zaczelismy o dwudziestej. Przywital wszystkich drugi oficer jako gospodarz wieczoru. Potem byla wspolna modlitwa, a nastepnie krotkie moje przemowienie, ktore zakonczylem podzieleniem sie ze wszystkimi oplatkiem otrzymanym wczesniej w liscie. Pozniej zaczely sie konkursy, zabawy, moze niewiele majace wspolnego z Bozym Narodzeniem, ale caly czas pelne oczekiwania na nadejscie polnocy. Kiedy dwunasta wybila, odspiewalismy „Silent Night”, wreczylismy sobie nawzajem lezace pod choinka prezenty i… dokonczylismy program, ktory okazal sie tak napiety, ze skonczyl sie dopiero okolo pierwszej w nocy.

Zachowanie zalogi zaskoczylo mnie bardzo mile. Pokazali, ze umieja sie swietnie bawic i na dodatek praktycznie bez alkoholu.

Dzisiaj jest glownie odpoczynek, slodkie lenistwo. Jedzenie oczywiscie tez. Kucharz wciska mi i chiefowi mechanikowi rybe przez caly dzien. To efekt nieporozumienia. Mowilem, zeby przygotowal rybe na Wigilie, bo u nas taka tradycja, a on sobie to wzial do serca i smazy przez cale swieta. A ani chief ani ja do amatorow ryb nie nalezymy.

– Cale szczescie, ze on nie wie, ze u nas 26 grudnia to tez swieto – powiedzial przy kolacji chief mechanik – inaczej jedlibysmy ja jeszcze jutro.

Jutro jednak swiatecznie juz nie bedzie. Okolo piatej rano bedziemy na redzie Bangkoku i od razu z biegu mamy wchodzic do portu.  Bedzie duzo ludzi, spraw do zalatwienia, jak to zwykle na poczatku. Moze po poludniu zrobi sie troche spokojniej, ale wtedy chcialbym wyskoczyc do miasta.

Zatoka Tajlandzka,  25.12.2000, Poniedzialek

 

Komentarze