Z LAMUSA (41) – REJS DO HUANGPU

Przez caly okres tego kontraktu ilekroc przeplywamy przez Morze Wschodniochinskie, pogoda nie jest zbyt ciekawa. Nawet jesli wiatr nie jest zbyt silny, to dokucza martwa fala.

Tak jest i tym razem. Statkiem kiwa na boki niemilosiernie. Rano zaczalem porzadkowac dokumenty ladunkowe. Te do armatora, te do czarterującego, te dla agenta w Huangpu, te do Haiphong, te do statkowego archiwum… Kupek pelno, bo te co na statek, to z kolei do roznych segregatorow, a wszystko trzeba co chwile lapac, bo na przechylach zjezdza ze stolu.

Posegregowalem w koncu i dalem sobie spokoj z dalsza robota na dzis. Ale ile mozna lezec w koi i czytac ksiazki albo gazety? Troche pocwiczylem z podrecznikiem Windows 98, ale tez malo. Inne zajecia zas wymagaja siedzenia przy stole wiec dzis odpadaja.

Strasznie dluzy sie czas.

A do tego jeszcze przykra cisza po zerwaniu z N. Schowalem gleboko do szuflady skoroszyt z naszymi e-mailami, aby na nie nie patrzec.

Moze tez jutro kiwac bedzie troche mniej. Znajdzie sie zajecie, mniej bedzie rozmyslan i nastroj podskoczy o pare punktow… Skoncze na dzis to pisanie i sprobuje obejrzec jakis film na video. W tym kiwanie nie przeszkadza.

Morze Wschodniochinskie,  14.11.2000, Wtorek

 

Kiwac przestalo, ale stalo sie tak tylko dlatego, ze wiatr zmienil kierunek i wial bardziej z rufy. Dalej pogoda beznadziejna. Wietrznie, mgliscie i deszczowo. Tyle tylko, ze cieplo, bo juz wplywamy w tropiki. W nocy trzeba bylo wlaczyc klimatyzacje.

Rano spokojnie dokonczylem biurokracje i w zasadzie jestem znow na biezaco. Po poludniu pranie i pisanie listow, aby byc gotowym do wyslania ich z Chin. Troche tez poczytalem ksiazke i posluchalem kaset. Mozna wiec przyjac, ze dzien minal spokojnie.

Jutro wieczorem bedziemy juz na redzie. Wedlug informacji z wydawnictw nawigacyjnych, pilotaz do Huangpu jest osiagalny tylko w godzinach 0600-1800.

Poniewaz my przyplyniemy okolo polnocy, prawdopodobnie bedziemy czekac do nastepnego dnia rano. To dobrze, bo czeka nas okolo szesciu godzin jazdy rzeka wiec lepiej spokojnie sie wyspac.

Ciesnina Tajwanska,  15.11.2000, Sroda

 

Najpierw przyszedl teleks, ze pilota wezmiemy jutro w poludnie. Pieknie, pomyslalem, cala noc przespana spokojnie. Ledwie jednak zdazylem sie nacieszyc, a juz nadszedl kolejny, ze pilota wezmiemy jednak o czwartej nad ranem. Zwazywszy, ze na rede dotrzemy okolo polnocy i zanim rzucimy kotwice, bedzie pewnie pierwsza, juz tak fajnie nie bylo. Ale z drugiej strony dobrze, bo cumowanie mialo wypadac okolo dziesiatej rano, wiec do kolacji z pewnoscia bylby spokoj ze wszystkim. Pod wieczor przyszla jednak kolejna informacja: cumowanie o osmej, a z tego wynika, ze pilot o drugiej. Ledwie rzucimy kotwice, a zaraz ja trzeba bedzie podnosic. O jakimkolwiek zas spaniu w ogole nie bedzie mowy. Beznadzieja.

Za to dobra wiadomosc, ze mamy cumowac przy kei nr 6 w starym porcie. To oznacza, ze bedziemy stac prawie w miescie. Zaoszczedzimy na taksowkach.

A oprocz tego dzionek spokojny jezeli nie liczyc psujacej sie pogody. Wychodzi na to, ze na polnocy, w okolicach Nachodki bylo przyjemniej.

Morze Poludniowochinskie,  16.11.2000,  Sroda

 

Nie wiem jak nazywa sie po polsku, ale wedlug nazw na angielskiej mapie znajdujemy sie na rzece Zhu.

Szesc godzin jazdy z redy do Huangpu.

Po rzuceniu kotwicy (dwadziescia minut po polnocy) zawolalem stacje pilotow, aby dowiedziec sie, o ktorej dokladnie ma pilot ma przybyc na statek. Dlugo sie zastanawiali, a na koniec powiedzieli, ze poinformuja nas,  jak bedzie mial jechac. W tej sytuacji postanowilem spac szybko, "na warchlaka", majac w perspektywie budzenie okolo drugiej. Wskoczylem pod koc w ubraniu i juz..

Obudzil mnie znajomy dzwiek mycia pokladu na porannej chiefowskiej wachcie. Juz po swicie? Jednym okiem spojrzalem na zegarek: 0635. Pieknie, udalo sie przespac noc.

Po sniadaniu przyszedl teleks, ze na rzece zatonal jakis statek, trwala akcja ratunkowa i dlatego nie moglismy plynac w nocy. Pilot mial, wedlug nowej wersji, przybyc o jedenastej. Rzeczywiscie, po dziesiatej stacja pilotow wywolala nas i kazali podnosic kotwice. Kiedy byla juz prawie w gorze, zawolali nas ponownie i poinformowali, ze z powodu zlej pogody pilot jednak nie przybedzie. Obudzili sie! Wieje siedem do osmiu od wczorajszego popoludnia! No coz, rzucilismy kotwice ponownie, a ja zlosliwie stwierdzilem, ze pewnie za dwie godziny pogoda wedlug nich juz bedzie o.k.

Prorok jakis czy co? Ledwie polozylem sie w ramach poobiedniej siesty, a juz II oficer dzwonil, ze kaza nam wybierac kotwice. Dokladnie dwie godziny po moich slowach!

A pogoda ani byla lepsza, ani gorsza niz wtedy. Niezbadane sa tajniki chinskiego planowania.

Dzieki temu opoznieniu prawdopodobnie sobote przestoimy przy kei.

Zhu Jiang,  17.11.2000, Piatek

Komentarze