Chyba nie zapeszylem. Piekny dzien. Morze zupelnie spokojne, slonecznie, dobra widzialnosc. Niedziela, wiec pracuja tylko wachty i kuchnia. Cisza, spokoj. Prawie jak na wycieczkowcu.
Odkrylem, ze komputer w biurze pokladowym ma zinstalowany excel. Od razu zaczalem wiec tworzyc arkusze kalkulacyjne do statkowej ksiegowosci. Troche pozapominalem juz jak to sie robi, a nie mialem pod reka zadnego podrecznika. Stracilem wiec wskutek pomylek sporo czasu, ale i tak warto bylo. Zaoszczedze go z nawiazka w rozliczeniach na koniec miesiaca.
Po Chinach zaczalem sie odchudzac. Nie jest to jeszcze tak scisly rezim jak ostatnio na "Fortunie", ale juz dosc zaawansowany.
Dstalismy teleks od agenta w Pohang, ze mamy wchodzic do portu "z biegu". Wyglada na to, ze na pozycji pilota bedziemy jutro ok. 13.00 wiec jest szansa, ze wieczor spedze w miescie i znow pobuszuje w internecie.
Morze Zolte, 13.08.2000, Niedziela