Z LAMUSA (38) – KILKA DNI NA JANGCY

Noc minela spokojnie, a rano nad Japonia nie bylo juz tajfunu, tylko normalny niz.

Po sniadaniu wybralismy kotwice i ruszylismy na pozycje pilota. Nastepnie jazda z pilotem okolo 90 mil w gore rzeki. Kiedy doplyniemy na miejsce, bedzie juz wieczor.

Caly dzien wiec na mostku.

Spiacy jestem i nie wiem czy wybiore sie dzis do miasta, nawet jesli zacumujemy od razu. Polozylem sie spac po pierwszej. Okolo drugiej obudzil mnie kolejny telefon od M. Nastepna dluga i niesympatyczna rozmowa. Kiedy wreszcie udalo mi sie po niej zasnac, okolo czwartej obudzily mnie nadchodzace e-maile od N. Trzy. No i teraz powieki na zapalki…

Rzeka Jangcy,  02.11.2000 Czwartek

 

Wczoraj jeszcze przed zacumowaniem w Changshu kolejny telefon od M. Znow dostaniemy astronomiczny rachunek, bo przegadalismy jalowo mnostwo czasu. W koncu wyczerpala sie bateria w mojej komorce i musielismy zaczekac do skonczenia manewrow i odprawy. Skonczylo sie na tym, ze M zdecydowala sie zlozyc pozew o rozwod bez orzekania winy.

Lezalem juz w koi, kiedy o tym rozmawialismy.  Dziwne, ale odlozylem sluchawke i… zasnalem. Tyle juz pomyj na siebie wylalismy, tyle klotni za nami, ze jakos zupelnie mnie to nie obeszlo. Dopiero rano, po przebudzeniu sie zaczelo to do mnie docierac. Ale tez nie byla to juz depresja taka jak na przelomie sierpnia i wrzesnia, kiedy to wydawalo mi sie, ze caly moj swiat sie wali.

Pozyjemy, zobaczymy…

Changshu,  03.11.2000 Piatek

 

Nie bylem w Changshu. Pojechalem wczoraj do jakiejs mniejszej miejscowowsci w poblizu portu, ale tam wieczorem prawie wszystko bylo pozamykane.

Liczylem na to, ze pojade wiec do miasta dzisiaj. Gdyby wyladunek zakonczyl sie po godzinie 14.00, musielibysmy czekac na pilota do rana. Niestety, Chinczycy sie sprezyli i skonczyli o 10.10. Plyniemy wiec juz w dol rzeki Jangcy.

Wczorajszy caly dzien i pol dzisiejszego to wysylanie teleksow do czarterujacego z pytaniem o nastepny port. Bez odpowiedzi. Dzis, na poltorej godziny przed koncem wyladunku wyslalem "top urgent" aby podali jesli nie port to przynajmniej kierunek, w ktorym mamy plynac. Przyszla odpowiedz, ze mamy plynac do Nachodki. Tylko tyle. Nie wiemy jeszcze jaki ladunek, ile i dokad.

Jedziemy wiec na stary, znajomy juz teren. "Lawka u Pietrowicza", komputery w "Biznies Cientr", pierogi, kawior, wino. Zobaczymy jak dlugo postoimy. No i zeby tylko Wostocznyj sie jeszcze nie przypaletal.

Rzeka  Jangcy,  04.11.2000, Sobota

 

Spokojne morze, prawie bezwietrznie. Leniwie jak to w niedziele. Zakonczylem jednak comiesieczne sprawozdania, rozliczenia. Na jutro zostawilem sobie tylko spakowanie wszystkiego do kopert.

Po poludniu zdrzemnalem sie z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku. Milo kiedy nie ma sie juz zaleglosci w pracy.

W Changshu dostalem listy od Paulinki i od rodzicow. Rodzice przyslali m.in. gazety wiec dzis moglem oddac sie lekturze przy kawie.

Predkosc mamy bardzo niezla wiec jest szansa, ze do Nachodki doplyniemy wczesniej, to znaczy wczesnym popoludniem we wtorek. Oby tylko dobra pogoda zechciala sie utrzymac.

Morze Wschodniochinskie,  05.11.2000, Niedziela

Komentarze