Pierwsze informacje po zacumowaniu wczoraj w Nachodce okazaly sie bardzo niemile. Zaladunek bardzo szybki i wyjscie w morze jeszcze przed wieczorem. A takie mielismy czatowe plany z N…
Nachodka zaskoczyla mnie kilka razy. Wlasciwie trudno uznac to za zaskoczenie. Po prostu relikty komunistycznego podejscia do uslug, do stosunkow miedzyludzkich, a wiec brak uprzejmosci, utrudnianie sobie zycia, czesto nawet zlosliwosc. Zreszta nigdzie tak czesto jak w Rosji ludzie nie kryli zaskoczenia gdy mowilem "przepraszam" albo "dziekuje" w zwyczajnych sytuacjach. Wygladalo tak, jakby slowa te nie pasowaly do rutynowych czynnosci.
Pierwsze zaskoczenie mialo miejsce w autobusie. Nachodka jest bardzo rozleglym miastem. Waska, lecz rozciagnieta wzdluz brzegow wcinajacej sie gleboko w lad zatoki. Chcialem dojechac do ulicy Leninskiej, lecz nie bardzo wiedzialem jak. Ktos poradzil mi aby wsiasc do autobusu i podjechac dwa przystanki. Tak tez zrobilem. Wsiadlem i natychmiast zapytalem obrazona na caly swiat bileterke czy ta linia dojade do Leninskiej. Raczyla kiwnac glowa. Dwa przystanki jednak minely i nic. Pomyslalem sobie, ze moze ten ktos zyczliwy sie pomylil. Kiedy na trzecim Leninskiej nie bylo, zaczalem sie niepokoic. Na czwartym problemu nie bylo poniewaz to byl przystanek koncowy.
– A Leninskaja gdzie? – spytalem konduktorke.
– Wam trzeba bylo jechac w przeciwnym kierunku – odparla spokojnie i zajela sie kontemplowaniem widoku za oknem
Tego samego dnia korzystalem z komputera w miejscowym BIZNIES CIENTR. Znalazlem go przypadkowo i dosc pozno, a ow przybytek byl czynny tylko do godziny 20.00. Zaczalem sprawdzac poczte, odpisywac na niektore listy, ale wkrotce stalo sie jasne, ze i tak nie zdaze zalatwic wszystkiego przed zamknieciem. Postanowilem wiec przynajmniej przeczytac wszystkie otrzymane listy. Kiedy zajmowalem sie przedostatnim, a bylo to o godz. 19.55, pani z obslugi stanela nade mna:
– Prosze juz konczyc.
– Chwileczke. Za moment koncze. Zostal mi tylko jeden list do przeczytania – odpowiedzialem naiwnie.
Pani sie odwrocila i przyszla po paru sekundach z jakims osilkiem z ochrony, ktory stanowczym tonem oznajmil:
– Jesli nie zakonczycie natychmiast, wylacze prad.
Coz bylo robic. Nie doczytalem ostatniego listu. Lepiej bylo sie nie przeciwstawiac. Zreszta i tak pan ow zachowal sie lagodnie grozac co najwyzej wylaczeniem pradu, a nie n.p. daniem po lbie.
Trzeci raz z "zyczliwoscia" spotkalem sie dzisiaj w zakladzie fotograficznym. Spieszylem sie na statek, bo zaladunek juz mial byc zakonczony, lecz trzymaly mnie jescze zdjecia do odebrania. Na kwicie bylo napisane: godz. 11.00. Ja durny poszedlem o 10.15 myslac, ze moze juz maja.
– Nie ma. Beda o 11.00 odparla pani za lada.
– Ja jestem marynarzem i moj statek jest juz prawie gotowy do wyjscia. Czy nie daloby sie ich zrobic pare minut wczesniej?
– Nie. My teraz maszyne myjemy.
– No to trudno. Ale na pewno beda o 11.00? Zdazycie umyc maszyne i wywolac?
– Postaramy sie.- Hm, wolalbym miec pewnosc, albo zrezygnowac z ich uslug. Postanowilem jednak zaufac, ale zeby potem nie tracic czasu, poprosilem zeby na 11.00 zamowili mi taksowke.
– Taksowke? – tym razem pani byla tak zdumiona, ze az sie rozesmiala. – Tam niedaleko jest postoj.
– Tak, ale ja nie bede juz mial czasu na chodzenie i ewentualne czekanie. Prosze, tu jest zapisany numer kompanii "Klakson". Moze to pani dla mnie zrobic? Bo ja nie znam waszego adresu.
– My nie zamawiamy taksowek.
– Ja wiem, ze nie zamawiacie, ale mi trudno bedzie im wytlumaczyc gdzie maja po mnie przyjechac. A za telefon oczywiscie wam zaplace.
– Nie. Nie zamawiamy taksowek. Tam niedaleko jest postoj. Przepraszam, ale pierwszy raz spotykam sie z czyms takim.
Pani ujela mnie swoimi przeprosinami i tym, ze taka sytuacja przytrafila sie jej po raz pierwszy. Zapytalem wiec tylko jak sie nazywa ta ulica.
– Wladywostokskaja
O rany! Jakajac sie, powtorzylem dla zapamietania i wyszedlem. Zamowilem taksowke z telefonu na poczcie.
Nachodka, 29.10.2000, Niedziela