Znow w drodze. Korzystam, ze ruch niewielki i pisze troche.
Tym razem w PC-Clubie malo wychodzilem na rozne strony tematyczne, za to przesiadywalem na czacie. Zaczelo sie niewinnie, jak zwykle od roznych krotkich wymian zdan, az od slowa do slowa zaczęły się nasze spotkania z N. Wszystko potoczylo sie jak lawina, codziennie nowe listy, kartki, i godziny gadania o wsyzstkim i o niczym. To bylo jak sen, jak narkotyk…
Ciekawa rzecz, przy okazji naszych rozmow na cz@cie pol prywatnych, pol jawnych, przy okazji czekania na siebie, nawiazuje sie tyle nowych znajomosci. Przychodza e-maile od roznych ludzi, jakies zupelnie nieznane mi osoby pamietaja, witaja sie, powiadamiaja, gdy N mnie szuka. Jestem daleko, a czuje sie, jakbym bywal w Polsce codziennie.
Ten tydzien okazal sie ciekawszy i szczesliwszy niz niejeden spedzony w domu. Jasny punkt ponurego, 2000 roku.
Znow wieczor i znow malo czasu poniewaz zblizamy sie do redy Kwangyang. Agent przyslal teleks z informacja, ze nasza keja jest jeszcze zajeta i prawdopodobnie wejdziemy do portu dopiero jutro po poludniu. Oj przyda mi sie te troche czasu na kotwicy. Zregeneruje sie troche, he he. Wczoraj kiedy zszedlem z mostka byla juz pierwsza w nocy (a wiec to juz bylo dzisiaj). Kiedy polozylem sie spac, pomyslalem sobie: "o rany, jak wczesnie". No tak, ostatni raz tak wczesnie kladlem sie przed wejsciem do Inchon.
Pogoda byla piekna przez caly dzien. Slonecznie, prawie bezwietrznie. Wyslalem krotki e-mail do N i bylo mi tak fajnie i beztrosko jak juz dawno nie bylo.
Troche popracowalem. Uporzadkowalem dokumentacje po porcie, pomoglem chiefowi sporzadzic sztauplan (robi to po raz pierwszy i czuje sie niepewnie), wyslalem jak zwykle przed portem sporo teleksow. W przerwach ogladalem transmisje z olimpiady. Niestety, koreanska telewizja pokazuje glownie swoich, ktorym wiedzie sie calkiem niezle. Naszym zas chyba niespecjalnie bo jakos cicho o nich i w klasyfikacji medalowej nie zauwazylem.
Ciesnina Koreanska, 20.09.2000, Wtorek