Wczasy sie skonczyly. Od rana piekna pogoda wiec o 08.00 rozpoczal sie wyladunek. Prawdopodobnie we wtorek rano opuscimy Inchon. Szkoda, fajnie tu bylo. Jestem w tym porcie drugi raz i stwierdzam, ze jest to przyjazne miejsce. Blisko do miasta, no i jest tez moj ulubiony Cyber-Club.
Otrzymalismy telex od czarterujacego z informacja o nastepnej podrozy. Z Inchon mamy plynac do Kwangyang (tez w Korei). Tam czeka nas zaladunek stali z przeznaczeniem do dwoch portow malezyjskich: Malakki i Port Klang. Zmieniamy wiec troche rejon plywania. Z duzym prawdopodobienstwem moge stwierdzic, ze potem bedziemy ladowac drewno w Indonezji.
Wczoraj znow bylismy z chiefem mechanikiem na pierogach. Najpierw spacer, zeby spalic kalorie, a dopiero potem dalismy czadu. Byly wielkie, a ja nieopatrznie wzialem dziesiec (chcialem poprobowac roznych rodzajow) i do tego oczywiscie piwo. Musielismy wiec znow troche pochodzic, aby to spalic. Nastepnie kolejny staly punkt programu. Kawa i whisky w malutkiej, sympatycznej kawiarence. Nie przepadam za whisky, ale to uklon w strone chiefa (dla towarzystwa Cygan dal sie powiesic), ktory idzie na kompromis w innych punktach naszych spacerow. Jest nas tylko dwoch Polakow na statku wiec sila rzeczy jestesmy skazani na swoje towarzystwo
Z kawiarenki zazwyczaj sa juz tylko dwa kroki do Cyber-Clubu. Wtedy ja ide "czatowac", a chief wraca na statek. Wczoraj tez tak bylo. Przejrzalem internetowe wydania gazet. Przeczytalem o smierci Giedroycia, troche o olimpiadzie w Sydney, ktora rozpoczela sie w piatek i zajalem sie sprawami towarzyskimi. Jak milo! Dostalem trzy e-maile od N. Ja mialem przygotowany dla niej dluzszy tekst na dyskietce, ale wyslalem tez wirtualna kartke. Na czacie bylo dosc pusto. Sobota, ludzie powyjezdzali…
Inchon, 17.09.2000, Niedziela