Z LAMUSA (16) – LIST

Jestesmy juz na polnoc od Wladsywostoku i Nachodki. Za 24 godziny dotrzemy do Wanino. Tajfun Prapiroon nas goni. Jest w tej chwili duzo szybszy od nas i znad Morza Zoltego wali prosto na Nachodke, a potem gdzies miedzy Hokkaido i Sachalin. Na swoje nieszczescie musi jednak najpierw przejsc nad Polwyspem Koreanskim. Ta wycieczka nad ladem zachwieje jego struktura i w efekcie Prapiroon straci wiekszosc swej mocy. A my narazie mamy piekna, wyzowa pogode. Prawie nie ma wiatru, w dzien swiecilo slonce i nawet mgla, jak do tej pory, sie nie pojawila.

Koniec miesiaca wiec sporo pracy biurowej. Rozne raporty, rozliczenia, wyplata pensji. Ale to tez odfajkowanie kolejnego fragmentu kontraktu. Nastepna kartka w kalendarzu, troche blizej domu

Jaki bedzie ten mój dom po powrocie? Wczoraj wieczorem zaczalem pisac list do M. Byc moze ostatni list. A tyle ich bylo. Po 30-40 z kazdego kontraktu. M przez dlugi czas nie pozostawala dluzna. Ile razy agent przynosil sterte kopert i zaloga cieszyla sie, czekala pod kabina kapitana na koniec odprawy aby wreszcie je odebrac, a potem szczeki im opadaly bo okazywalo sie, ze 80-90 procent to listy od niej do mnie. A ja po pracy zamykalem sie w kabinie i celebrowalem ceremonie otwierania, ogladania, czytania.

– Mlodzi jestescie, przejdzie wam – mowili inni marynarze, ale nam przeciez nie moglo przejsc, a przez nich przemawiala zazdrosc.

Pisalem wiec ten ostatni list, rozliczalem sie z ostatniego roku, dziwilem sie, ze tak szybko roztrwonilismy wszystko. W koncu, w srodku nocy przerwalem. Musialbym pisac do rana aby napisac wszystko co chcialem. Dokoncze dzisiaj, a moze tez nie zdaze i zamkne koperte dopiero w drodze do Korei? Ten list to przeciez prawie jak testament. Byc moze nim wlasnie zegnam sie z M na zawsze? Kto dzis zagwarantuje, ze za pol roku nie wroce do pustych juz czterech scian?

Morze Japonskie, 31.08.2000, Czwartek

Komentarze