Z KILKUDNIOWYM OPÓŹNIENIEM

Mimo napisanego tekstu, nie mogłem sie zebrać, zeby wrzucić go do bloga. Robię to niemal dokładnie z tygodniowym opóźnieniem. Właśnie wrócilismy do Szczecina i dobre (dla mnie) się skończyło. Jutro wracam do Gdyni już sam. Tomek wyjedzie na kolonie, a Paulina nie skusiła się na żaden obóz, by móc do syta nacieszyc się Szczecinem i dawnymi koleżankami. O tym jednak przy innej okazji. Narazie cofam się do ubiegłego weekendu.

Szczecin, 09.07.2005

*  *  *

W sobotę mieliśmy wstać wcześnie, bo czekał nas kawałek jazdy, ale przecież nie od tego są wakacyjne weekendy, zeby od razu się katować. Zignorowałem więc budzik i wstałem dopiero o 08:30. Szkoda mi jednak było budzić młodych więc spokojnie oddałem się porannej toalecie, a następnie przygotowaniu śniadania. Dopiero gdy gorąca jajecznica lądowała na stole, ziewające towarzystwo zwlokło się z łóżek.

Z braku czasu wieżę na Górze Donas przełożyliśmy na niedzielę.

U hodowców kaktusów

Agnieszka i Tomek na wystawie kaktusów.

Najważniejszym punktem programu była wizyta na Wystawie Kaktusów w Rumii. Wystawa była zorganizowana u hodowców, u których zaopatrywałem się kiedyś w kaktusy dla Tomka. Tomek bowiem od pierwszej klasy podstawówki oddaje się kolczastej pasji i ma już grubo ponad setkę okazów. Z rozrzewnieniem wspominam wykopywanie kaktusów o drugiej w nocy na zboczu góry w Kolumbii rok temu. Rośliny były tak wielkie, że nie było mowy o przewiezieniu ich do Polski w normalnym bagażu. Liczyliśmy, że przypłyną tu kiedyś naszym statkiem, ale statek niedawno został wysłany na złom do Chin więc główne okazy naszej nocnej  wyprawy pozostana tam na zawsze.

Hodowla w Rumii jest największą w Polsce więc było co oglądać, a jeszcze trudniej wybrać jakiś zakup. Uruchomiłem Tomkowi specjalny fundusz na cele kolekcjonerskie w wysokości 16 złotych (na 4 roślinki), a on dodatkowo kupił z kieszonkowego trzy losy po złotówce w nadziei wygrania następnych. Losy (co drugi wygrywał) okazały się puste, ale za to mój był trafiony za pierwszym razem wię zakup powiększył sie do pięciu okazów.

Następnie pojechaliśmy do Gdańska, aby zaopatrzyć się w bilety na Wojnę Światów, po czym ruszyliśmy na zwiedzanie Olsztyna.

Dojazd do Olsztyna do krótkich nie należał, ale po drodze wysłuchaliśmy kolejnych płyt, a dojechaliśmy do planetarium na tyle wcześnie, aby zaliczyc jeszcze wystawę pająków i obejrzeć kamyki z Księżyca podarowane Polsce przez prezydenta Nixona. Obok kamyków eksponowano niewielką flagę Polski, która odbyła statkiem Apollo 11 podróż na Księzyc i z powrotem.

W planetarium

Oprócz seansu, głównym punktem wizytyw olsztyńskim planetarium było obejrzeni okruchów księżycowego gruntu podarowanego Polsce przez prezydenta Nixona, wraz z naszą flagą, którapoleciała statkiem Apollo 11 na Srebrny Glob.

Tabliczki na eksponacie

Seans w planetarium na kolana nie rzucał, ale dla młodych był pierwszą wizytą w tego typu przybytku.dla młodych i to się liczyło przede wszystkim. Po prezentacji pojechaliśmy zwiedzać stare miasto.

Zamek w Olsztynie

Zamek w Olsztynie.

Tam też zjedliśmy obiadokolację (siedemdziesiąta czwarta pizza) po czym stwierdziliśmy, że już nie da się pojechać do Malborka, ani tym bardziej do Fromborka, żeby zarazem zdążyć na dwudziestą drugą do kina. Pojechaliśmy więc prosto do Gdańska i zajechaliśmy akurat dziesięć minut przed seansem. W sam raz aby napić się szampana (oczywiście dla przyzwoitości tylko ja). A reszta, czyli wrażenia z kina zawarta jest w poprzednim wpisie.

Gdynia, 06.07.2005

Komentarze