WYSPY OWCZE (2) – DROGA DO GJÓGV

Franek obudził się tradycyjnie o siódmej, czyli w głębokich ciemnościach szóstej nad ranem czasu farerskiego. Dzięki temu mogliśmy oglądać pomarańczowy wschód słońca nad wyspą Nolsoy.

FAE 401

Wróżyło to piękny dzień i nie pomyliliśmy się. Po niebie przesuwały się nieliczne obłoki, a Thorshavn było całe skąpane w promieniach słońca. Spacer w takich okolicznościach to niemała przyjemność.

FAE 404

– Korzystajcie, bo to niezwykły dzień. Takie słońce w październiku jest tutaj rzadko spotykane – powiedział nam pewien przechodzień, który minutę wcześniej zaproponował, że zrobi nam zdjęcie.

– Pochodzimy ze Szwecji – kontynuował – ale przenieśliśmy się tutaj, bo spokój, czyste powietrze i woda, oraz daleko od cywilizacji…

Rzeczywiście, pamiętam karteczkę informacyjną z hotelu, ustawioną przy dystrybutorze wody mineralnej: „naszą wodę można pić prosto z kranu, bo to najczystsza woda na świecie, ale przygotowaliśmy to urządzenie, by spełnić wymogi”. Szwed, kiedy dowiedział się, że jesteśmy na wakacjach, szybko dodał:

– Kiedy będziecie przejeżdżać przez Streymnes, koniecznie skręćcie do Saksun. To tylko parę minut drogi, a jakie piękne miejsce.

– Tutaj wszystko jest piękne – dodała jego żona – ale odkąd „odkryliśmy” Saksun, on wszystkim je poleca – roześmiała się wskazując na męża.

Korzystając z okazji postanowiłem spytać o drogę do Gjógv, ponieważ tam się wybieraliśmy. Planując tę podróż, byłem spokojny aż do poprzedniego dnia, kiedy to w jednym z artykułów przeczytałem, że droga do Gjogv, to jest absolutny „must see” na Wyspach Owczych. Najpierw, po minięciu Edi wspina się powoli na wrzosowiska położone u stóp najwyższej góry archipelagu – Slættaratindur. Zatapia się nie raz we mgle i niewiarygodnie wąskimi serpentynami wspina się wokół góry na przełęcz, by za nią opadać łagodnie ku długiej dolinie do Gjógv.

FAE 429

Nie podobały mi się te serpentyny na wąskiej drodze, bo to zawsze wróży kłopoty z mijaniem się, a jeśli na dodatek nie ma barierek, to już w ogóle robi się hardcore. No, ale sam sobie wybrałem taką trasę.

– Jest bezpiecznie – potwierdzili – droga wąska, lecz dobrej jakości i zabezpieczona barierkami.

Uff, kamień spadł mi z serca. Pożegnaliśmy się i korzystając z pięknej pogody pospacerowaliśmy jeszcze trochę po okolicach portu w Thorshavn.

FAE 405

Naszą uwagę zwróciła już wcześniej mała ilość ryb. Spodziewaliśmy się, jak to zazwyczaj w morskich krajach bywa, jakichś tawern oferujących morskie frykasy, a tymczasem o rybę tu, na wyspach, trudniej niż u nas. Zapytaliśmy w końcu jedynego sprzedawcę ryb na straganie w porcie.

– Restauracja z rybami? W Thorshavn? O, to będzie trudne!

Zrezygnowalismy więc z poszukiwań i zajęliśmy się kontemplowaniem trawiastych dachów na niewielkich drewnianych domkach na wzgórzu powyżej portu.

FAE 410

To prawdziwy labirynt wąziutkich uliczek i odkrywanych co chwilę zaułków.

FAE 411

Niektóre domki wydają się niewiele większe od domków dla lalek. W sam raz dla krasnali, albo trolli. Sceneria niczym żywcem wyjęta z bajek.

FAE 412

FAE 413

Dochodziła piętnasta, więc czas już był najwyższy, aby ruszać do Gjógv. Chciałem zdążyć przed zmierzchem, a musieliśmy przemieścić się zupełnie na drugą stronę wyspy.

FAE 428

Pogoda wciąż był piękna. Dolinami wzdłuż fiordów jechaliśmy wśród tylu niesamowitych krajobrazów, że trudno było oderwać od nich wzrok.

– Patrz! Wodospad!

– Tutaj też!

– I tam!

Wkrótce stało się jasne, że gdziekolwiek byśmy nie spojrzeli, tam niemal na pewno ujrzymy mniejszy lub większy wodospad. Ciekawe skąd tyle wody na tych skalistych, surowych wyspach.

Kiedy drogę zagradzało pasmo gór, po prostu drążono tunel. Nasz kraj mógłby pozazdrościć ich ilości niewielkiej populacji wyspiarzy.

FAE 414

Przejechaliśmy nieco ponad połowę drogi, kiedy ujrzeliśmy most łączący dwie wyspy. Nic nadzwyczajnego, chociaż niekoniecznie. Nadzwyczajna była odległość, jaka dzieliła Sterymoy od Eysturoy. Rzut kamieniem to tym razem nie przenośnia, lecz dosłowność.

FAE 415

Za mostem kontynuowaliśmy podróż wzdłuż brzegu wyspy, aż w końcu ukazały się przed nami zabudowania Eiði, malutkiego portu u wejścia do cieśniny oddzielającej obydwie wyspy.

FAE 416

W Eiði jest ostatni sklep, ostatni lekarz i nie wiadomo co jeszcze ostatnie przed Gjógv. My zakupy zrobiliśmy wcześniej, ale wjechaliśmy do miejscowości na parę minut ze zwykłej ciekawości. A przy okazji zakupów… Nie pisałem chyba jeszcze, że Wyspy Owcze są drogie. Niby terytorium duńskie, ale pamiętaliśmy, że nawet w Kopenhadze ceny były dla nas do zaakceptowania. Wyspom Owczym pod względem cen bliżej jednak do Norwegii niż do Danii. Polskie ceny należałoby pomnożyć przez dwa lub trzy. Bułka razowa w piekarni to wydatek rzędu 5 złotych, litra mleka 8 złotych, Kupno i wysłanie czterech widokówek: 50 złotych, półlitrowa butelka coca coli 9 złotych i.t.d.

W Eiði skończyła się droga, więc zatrzymaliśmy się, by zrobić kilka zdjęć u krańca cieśniny.

FAE 406

FAE 407

Potem zawróciliśmy i zaraz po opuszczeniu osady skręciliśmy na wąską drogę ku Gjógv. Dość szybko znaleźliśmy się wysoko, a stamtąd świetnie było widać dwie skały: Risin og Kellingin, czyli Gigant i Wiedźma.

FAE 417

Obydwie mają po około siedemdziesiąt metrów wysokości. Niestety, przyszłość Kellingin wydaje się być przesądzona. Opierająca się oryginalnie na dwóch nogach ta bardziej wysmukła, stojąca bliżej lądu skała, obecnie stoi już tylko na jednej i eksperci przewidują, iż któryś jesienny sztorm zakończy jej żywot.

Wreszcie zobaczyliśmy owce, bo już obawialiśmy się, że z tą ich liczbą grubo przewyższającą ludzką populację to jakaś ściema.

FAE 421

FAE 424

Pojawiły się też gęsi.

FAE 418

My tymczasem dalej wjeżdżaliśmy pod górę. Barierki na poboczach, owszem, były, ale rzadko i w niewielkiej ilości, więc nie wiem skąd wzięły się te zapewnienia o dobrze zabezpieczonej drodze.

FAE 420

No chyba, ze nasi rozmówcy mieli na uwadze na przykład niewielkie tablice przypominające, aby broń Boże nie pojechać prosto, jeśli ktoś by się zamyslił.

FAE 423

Na szczęście na samych „agrafkach” barierki wyglądały solidnie.

FAE 422

Za przełęczą rzeczywiście rozpoczął się łagodny zjazd ku ujściu do oceanu doliny, na której krańcu znajduje się Gjógv.

FAE 426

Zaparkowaliśmy przy pensjonacie, gdzie mieliśmy zarezerwowane noclegi. Nie mogłem odmówić sobie przyjemności zrobienia zdjęcia w kierunku, z którego przyjechaliśmy.

FAE 408

Znaleźlismy się w wiosce na prawdziwym końcu świata. Od cywilizacji oddzielały ja dwa pasma gór oraz ocean. Jedyna droga do świata wiodła przez wspomnianą wcześniej przełęcz.

W wiosce żyje 49 osób. Nie wiem skąd w takim razie tyle domów. Same single tam żyją?

Myślę, że możliwości są dwie. Albo część domów została opuszczona przez szukających lepszego życia gdzie indziej, albo nowe postawili przyjezdni , wpadający tu na wakacje i/lub wynajmujący je letnikom.

FAE 427

O osiemnastej w pensjonacie zaczynała się kolacja, na którą serwowano… baraninę. No bo cóżby innego?

Kiedy skończyliśmy, było już zupełnie ciemno. Wyszedłem jeszcze na krótki spacer żeby sprawdzić jakie jest niebo i czy przypadkiem nie trafimy na zorzę polarna. Nie trafiliśmy, ale widoki i tak były cudne, zwłaszcza bezchmurne niebo. Gdybym miał statyw, mógłbym pokusić się o fotografię Drogi Mlecznej.

FAE 402

Na stoku pięknie prezentował się też nasz pensjonat.

FAE 403

Nazajutrz czekał nas… leniwy dzień. Nie musieliśmy nigdzie się spieszyć, przejmować się planami podróży i.t.p. Pełna izolacja od świata.                                                                                                                                                                                                                                                    

Miðvágur, 19.10.2017; 00:50 LT

Komentarze