WYPAD NA PROWINCJĘ

Spokojne,ciche lotnisko w Lianyungang. Trzy odloty w ciągu doby. Ja właśnie czekam na ostatni z nich,do Szanghaju o 18:55.

O ile Szanghaj zaskakiwał wielkoświatową atmosferą, to prowincja zdecydowanie rządzi się swoimi prawami. Oprócz autostrad i całkiem nowoczesnych budynków, poutykanych jak rodzynki, większość budowli to koszmarki z czasów Rewolucji Kulturalnej albo i wcześniejszych. Po byle jakich drogach snują się wśród nielicznych skuterów setki rowerów, a samochody w większości to rupiecie godne wystawienia w kolekcjach motoryzacyjnych ciekawostek. Pomieszczenia lotniska to mieszanka stylów: od nowoczesnych foteli w poczekalni po witryny sklepowe niemal żywcem przejęte z epoki średniego Gierka.

                

Mój pobyt tutaj trwał dokładnie dobę. Przyleciałem wczoraj o 18:20, ale na statek dotarłem dopiero po dwudziestej pierwszej. Chińczycy nie są bowiem narodem, który jakoś szczególnie się spieszy. Agent najpierw więc przywiózł mnie do agencji, pogadał z kolegami, zmienił samochód i jednego z nich odwiózł do domu. Myslałem,ze to tylko to więc nie protestowałem, ale potem pojechalismy w inny koniec miasta, po innego kolegę, który własnie wybierał się do pracy, więc zawieźliśmy go do agencji. Nie za szybko, bo po drodze zatrzymaliśmy się na jakimś placu, gdzie miał czekać kapitan innego statku, którego też mieliśmy zabrać do portu. Kapitan jednak się nie zjawił. Odwieźliśmy więc owego kolegę i wróciliśmy ponownie na plac, aby czekać na kapitana. Odjechaliśmy kiedy zacząłem marudzić, że moja cierpliwość się kończy i wezmę w końcu taksówkę.

Przepustka do portu w Lianyungang  

Moja przepustka do portu w Lianyungang      

Statek na szczęście nie miał wychodzic w morze rano, jak zapowiadano wcześniej, lecz dopiero po południu, więc nie musiałem od razu rzucać się w wir pracy. Odebrałem pocztę (1.4 MB tekstu bo nazbierało się z całych dwóch dni) i nawet odpowiedziałem na niektóre, ale o pierwszej zrezygnowałem i poszedłem spać.

                       

Od rana zacząłem inspekcję i dyskusje z załogą. Skończyliśmy dopiero o wpół do czwartej po południu, kiedy zdziwło mnie milczenie agenta, który miał mnie odwieźć na lotnisko. Na lotnisko było dość daleko, dobre półtorej godziny jazdy.

– Halo! Chciałem dowiedzieć się o której zabierzecie mnie na lotnisko – zapytałem miłej pani, sekretarki chyba. Pani wyglądała na lekko zakłopotaną. Powiedziała coś po chińsku, po czym usłyszałem jakprzez drugi telefon zawzięcie z kimś dyskutuje.

– Agent będzie za dziesięć minut – powiedziała.

Moje rzeczy jeszcze nie były spakowane, miałem do dokończenia jedną z rozmów, ale agent wpadł jeszcze przed upływem owych dziesięciu minut. Był lekko podekscytowany.

– O której jedziemy? – spytałem.

– Już, teraz.

– No nie, przecież muszę się spakować – odpowiedziałem spokojnie.

– Captain! Quickly, quickly! – krzyknął, z niepokojem spoglądając na zegarek.

Pognałem więc do kabiny quickly i wyjatkowo quickly sie spakowałem. To był chyba mój rekord. Inna sprawa, że nie przejmowałem się zbytnio szczególnym układaniem rzeczy. Wrzuciłem co było pod ręką, przycisnąłem walizkę kolanem, zeby zamki złapały i już byłem gotowy. Troszkę tylko ociekałem potem, bo temperatura +32°C przy dużej wilgotności powietrza jest uciążliwa, a statkowa klimatyzacja nie działała najlepiej.

                        

Jazda samochodem w Chinach to prawdziwe wyzwanie. Nikt się specjalnie nie przejmuje jazdą pod prąd podczas wyprzedzania. Przejeżdża ten, kto ma bardziej wytrzymałe nerwy. Kilka razy odnosiłem wrażenie, że prawie się otarliśmy omknące z przeciwka auto. A może kierowca bardzo był zdesperowany, by dowieźc mnie na czas?

                     

Nie musiał tak sie spieszyć właśnie kilkanaście minut temu sie rozpadało. Leje, grzmi, pociemniało dookoła, a drzwi wyjściowe na płytę lotniska zamknięto na łąńcuch. Pani, którą podczas zamyania zagadnąłem stwierdziła, ze boardzing zacznie się o dziewiętnastej. Jakoś nie chce mi sie wierzyć, bo do dziewiętnastej pozostałokilka minut, a niebo zaciągniete deszczowymi chmurami jak okiem sięgnąć.

Lianyungang, 16.07.2005

Komentarze