Spoglądam nerwowo na zegarek Jest juz grubo po ósmej. Jeżeli teraz pójdę szukać karty do telefonu publicznego, zadzwonie do Działu Podróży, tam zacznie się sprawdzanie, a potem znów będe musiał ustawić się w kolejkę do odprawy, to nie zdążę.
– A moge kupić kupić bilet samemu?
– Oczywiście.
– To poproszę.
Pani ściąga należność z karty i po chwili trzymam bilet. Biegnę do okienka, gdzie obok wagi od kilkudziesięciu minut stoi moja walizka
– Mam bilet! – informuję panią.
– To świetnie. – Pani zaczyna drukować kartę pokładową i nagle zamiera.
– Ale to jest bilet na pojutrze.
– Jak to na pojutrze?
Pokazuje mi i rzeczywiście, ja wół napisane: 24 stycznia. Znowu blokujemy kolejkę i znowu woła swoją szefową. Sorry, pomyłka, już drukują własciwą datę. Czasu coraz mniej, więc stoję tam spięty jak w blokach startowych. W końcu walizka odjeżdża na taśmę, a ja z biletem w garści wskakuję na prowadzące na piętro ruchome schody. Chwila wytchnienia, więc sprawdzam i… natychmiast przesiadam się na schody prowadzące z powrotem.
– Tu jest wydrukowana gdzina wylotu 11:50! – krzyczę. A mój lot jest o 09:20. Za pół godziny!
– Tak, a le na ten lot o 09:20 nie ma już miejsc, więc dałam ci na późniejszy.
– Ale wtedy mam na styk połączenie do Sao Paulo. Nie zdążę odebrac bagażu i jeszce pójść po bilety do okienka Lufthansy!
– Pokaż. – przyglada się mojemu rozkładowi lotów – Rzeczywiście możesz nie zdążyć. Poczekaj, coś sprawdzę.
Zabiera mi bilet i drukuje nowy. Godzina wylotu 08:30.
– On już przecież poleciał
– Nie, nie poleciał – pani przekreśla godzinę i długopisem wpisuje 10:20. Jest opóźniony i na niego są miejsca.
– Dobrze, niech wiec będzie ten. Ale trzeba zmienić naklejke na walizce.
Walizka jednak już pojechała do dystrybutorów. Pani woła kolegę, wręcza mu nowe zawieszki i każe mu iść, poszukać mój bagaż i przyczepić te zamiast poprzednich. Nie bardzo wierzę w powodzenie tej misji, ale nie mam wyboru. Trudno, najwyżej walizka przyleci za trzy dni.
Odchodzę i wysyłam e-maila, zeby firma nie płaciła nikomu za bilet, który przed chwilą kupiłem sobie sam. Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast: „Poniższe loty zapłacone wczoraj, wiec nie rozumiem zaistniałej sytuacji…”
Wychodzi na to, ze zapłacilismy dwa razy za ten sam lot. Wracam do okienka.
– Według tego e-maila lot został opłacony wczoraj.
Pani woła jeszcze kolegę i sprawdzają obydwoje.
– Nie ma.
Rozkładają bezradnie ręce.
– O! Teraz się pojawił! Jest! – wykrzykują
– No to teraz proszę mi zwrócić pieniądze za ten drugi bilet.
– To poproszę kartę
Daję, a pani anuluje płatność.
– Mogę dostac jakiś kwitek?
– Nie. Nie mamy takiej możliwosci
– To jaki będę mieć dowód, że płatność została anulowana gdyby coś nie wyszło.
– Nie ma możliwości wydrukowania. Musisz uwierzyc na slowo, że anulowano.
– To może chociaż jakieś oświadczenie?
Pani pisze na jakimś kwitlu odrecznie, że anulowano płatność 108 dolarów.
– Ale na paragonie zakupu cena jaką zapłaciłem jest 116 dolarów.
Pani do kwoty 108 dopisuje jeszcze 8, zeby się zgadzało. Potem daje mi nowy bilet.
– Ale to jest bilet na ten lot, za który właśnie anulowaliscie płatność. A ta, która pozostała opiewa na lot o 09:20
– Tamten o 09:20 też jest opóźniony. Polecisz tym, na który ci dałam bilet, bo nie będziemy teraz szukać walizki. – pani zaczyna być poirytowana. Własciwie to sie jej nie dziwię. Sam się zaczynam gubić w tej pogmatwanej sytuacji, a pani na dodatek preferuje hiszpański, którym ja władam tak, jak ona angielskim
– No dobra, ja się nie upieram, ale chcę tylko żeby było dobrze.
– Będzie dobrze.
I było. Kiedy poszedłem na górę, samolot z Santiago własnie wylądował. A przed dziesiątą zaczął przyjmowac nas na pokład. Uff! Udało się! Jak niewiele czasem potrzeba do szczęscia. Leciałem do Polski zgodnie z planem, a cieszyłem się, jakbym trafił wygrany los na loterii.
Jeszcze tylko po powrocie trzenba będzie sprawdzić, czy bank rzeczywiście nie potrącił mi z konta tych stu szesnastu dolarów.
Sao Paulo, 22.01.2009; 19:20 LT