WSZYSTKO POD KONTROLĄ

W samochodzie jak zwykle towarzyszy mi radiowa „Trójka”.  Tak było i w sobotę. Wyjechałem do Szczecina bardo wcześnie. O szóstej wyłącczyłem muzykę z płyty i rozpocząłem słuchanie porannej audycji. W wiadomościach mówili coś o kongresie PSL i o tym, że będą wybierać nowego szefa partii. Rywali było dwóch:  dotychczasowy prezes, Pan Pawlak, oraz w opozycji do niego Pan Piechociński. Komentarz w serwisie był taki, że pomimo mającego dopiero się odbyć głosowania, jego wynik jest przesądzony. Podobnie wypowiadął się Waldemar Pawlak – że jest spokojny o wynik wyborów.

O dziesiątej jak w każdy weekend rozpoczęło się śniadanie w Trójce. Prowadząca pani redaktor zapytała o przewidywany wynik PSL-owej elekcji.

– Ja myślę, że wygra Piechociński – odpowiedział pół żartem poseł Oleniczak.

Takiego zgodnego wybuchu śmiechu wszystkich polityków, jak po tych jego słowach nie słyszałem już dawno. Przez całą audycję kłócili się zawzięcie na rozmaite tematy, a na koniec wszyscy zgobdnie gruchnęli śmiechem.

A z popołudniowych wiadomosci dowiedzialem się, że wygrał… właśnie Piechociński.

Rzadko wspominam w swoim blogu o polityce. Wydawało mi się, że najmniej powodów będę mieć by pisać o PSL – partii, która prawie wcale mnie nie interesuje. Czy będzie w niej rządzić Pan Pawlak, czy może Piechociński narazie niewiele mnie obchodzi. Warto jednak zapamiętać tę lekcję, której udzieliła nam demokracja. Wszyscy mogą się śmiać, przywódcy mogą spać spokojnie, pewni, że wynik wyborów jest przesądzony, by nagle obudzić się w zupełnie innej rzeczywistości. Można wtedy się dziwić, że to jakaś pomyłka, że byc może nie wszyscy zagłosowali, albo że ktoś sobie zażartował oddając głos na kogoś innego, a nieszczęśliwie parę innych osób zażartowało podobnie. Za późno. Game over. Wybory zakończone, głosy przeliczone, układ sił określony na następnych kilka lat.

Nie boję się, że cokolwiek złego może nam się przytrafić ze strony prezesa Piechocińskiego. Po 11 listopada obawiam się jednak, że możemy jeszcze nie raz usłyszeć o tworzonym właśnie Ruchu Narodowym i jego bojówkach w postaci Straży Niepodległości. Pierwsze akcje już niedługo, 13 grudnia. Te inicjatywy traktuje się trochę jak folklor – grupka szaleńców coś tworzy, ale pomimo groźnie brzmiących haseł nic złego stać się nie może, bo to polityczny margines, pożywka dla dziennikarzy i nic poza tym. Do czasu aż kiedyś przytrafią się wybory. Ktoś zagłosuje na Ruch Narodowy, bo „inni już byli u władzy”, ktoś inny „żeby było ciekawie”, jakaś babcia bo przekonał ją wnuczek – taki grzeczny i mądry patriota, i nagle okaże się, że budzimy się rano wśród najzupełniej legalnie wkraczających do Sejmu brunatnych koszul. Siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat to wystarczająco dużo by nie tyle przytępić pamięć czym był faszyzm i od czego doprowadził, ale zapomnieć w jaki sposób doszedł do władzy. Na tyle, by uznać, że w normalnym społeczeństwie nic takiego nie może się już przytrafić. Kto z przeciętnych ludzi zna drogę Hitlera do władzy i jego początkowe nieudane próby? Hitler zdobył władzę nie dlatego, że wszystkim Niemcom nagle padło na mózg, lecz dlatego, że był zręcznym politykiem i wykorzystał  meandry demokracji, może nie zawsze czysto, ale przy milczącym przyzwoleniu innych polityków. Dopiero potem demokrację zlikwidował.

Dziś nawet jeśli paru chłopców przebiera się w koszule, na których widok drżeli ich rodzice i dziadkowie, bo ich  życie nie było nic warte gdy nad Polską powiewały swastyki, niewielu traktuje ich jako realną groźbę dla kraju. Wyniki wyborów są przecież przewidywalne. Sondaże pod kontrolą. W PSL też były i Waldemar Pawlak do końca był przekonany, że nic mu nie grozi. Uspokojony popełnił grzech zaniechania. Warto tę lekcję zapamiętać, póki jest czas.

Szczecin, 18.11.2012; 12:30 LT

Komentarze