WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH

Weekend był zwyczajny, krótki ponieważ Wszystkich Świętych wypadało w niedzielę. Tym razem do Szczecina  wybrałem się razem z Tomkiem. Tomek wcześniej miał zarezerwowane bilety na jakiś koncert w piątkowy wieczór, więc ustaliliśmy, że startujemy w sobotę wczesnie rano. Budziki na czwartą, a krótko po piątej ruszyliśmy w drogę.

Po przyjeździe na miejsce od razu pojechałem do taty i razem poszlismy na cmentarz, zeby ająć się ostatnim porzygotowaniem nagrobków przed świętem. Bywamy tam regularnie, więc pracy nie było więcej niż zwykle.

Ludzi w tę sobotę było już mnóstwo, ale oczywiście prawdziwy tłum ruszył następnego dnia.

Dla Szczecina każdego roku Wszystkich Świętych to wyzwanie logistyczne. Największy bodajże po Wiedniu cmentarz w Europie służy prawobrzeżnej części miasta od zakończenia II Wojny Światowej. Jest już przepełniony i wielokrotnie odwlekane jego zamknięcie wkrótce ma stać się faktem. Póki co, każdego roku niemal wszyscy mieszkańcy czterystutysięcznego miasta ruszają w to jedno miejsce. Na trasę wyrusza wiele dodatkowych tramwajów i autobusów, ulica Ku Słońcu zostaje zamknięta dla normalnego ruchu (dostępna tylko dla komunikacji miejskiej i taksówek), a wszędzie mnóstwo policyjnych patroli.

Policja na koniach patrolowała także sam cmentarz.

Nawiedzanie grobów to oprócz  zadumy i modlitwy także okazja do spotkań z bliższą i dalszą rodziną. Często, jak w moim przypadku, to jedyna na kilka miesięcy okazja spotkania tych, z którymi  kontakty bardzo się rozluźniły przez lata..

Tak jest każdego roku przed południem. Moją osobista tradycją stały się też powtórne spacery juz po zmierzchu. Lubię tę wieczorną atmosferę bardziej sprzyjająca kontemplacji niż poranek. Chyba nie tylko ja tak uważam ponieważ z roku na rok obserwuję więcej ludzi właśnie o tej porze.

  

W tym roku pogoda dopisała. Było chłodno, ale sucho. Wieczorny spacer zaś odbywał się nie tylko w blasku milionów zniczy, lez także w srebrzystej poświacie księżyca.

  

Niedziela, więc na wieczór maiłem zaplanowany takze powrót do Gdyni. Dlatego musiałem skrócić nieco tę przechadzkę. Trudno nie przejść obok pomnika poświęconemu polskim żołnierzom. Znajduje sie w centralnym punkcie, mniej więcej w połowie długości szerokiej alei biegnącej wzdłuz dłuższej osi cmentarza.

Charakterystyczne skrzydła stały się przez lata jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta. Swą formą nawiązują do atrybutów husarii

Na jednym z krańców wspomnianej wcześniej osi znajduje się cmentarna kaplica.

Pomiędzy pomnikiem, a nią znajdują się kwatery żołnierzy poległych w walkach o Szczecin, który został zdobyty 26 kwietnia, a więc zaledwie sześć dni przed upadkiem Berlina. Leżą teraz tam, skąd przed laty wyruszały hitlerowskie wojska na podbój Europy.

  

Po jednej stronie alei leżą Polacy, a po drugiej Rosjanie. Po latach odreagowania narzuconej siłą „przyjaźni” z ZSRR zauważam wzrastającą ponownie liczbę zniczy na grobach rosyjskich. Kiedy po zapaleniu symbolicznego światełka na polskich grobach poszliśmy z bratem zapalić takie same na jednym z grobów rosyjskich, najlepiej na takim gdzie świeczki nie było żadnej, okazało się, że takich pustych mogił już nie ma. Każdy z poległych miał przynajmniej jeden swój znicz, a w większości było ich po kilka. Robi się wreszcie normalnie, zabliźniają sie rany. Palą się znicze także i w lapidarium, gdzie zebrano nieliczne ocalałe fragmenty nagrobków niemieckich. A przecież pamietam, ze jako dziecko bawiłem się w Parku im. S. Żeromskiego na stertach granitowego gruzu. Tam bowiem na jednym z miejsc otoczonych gęstymi krzakami zrzucono w bezładzie usunięte nagrobki z charakterystycznymi napisami w stylu gotyckim. Dziś zakrawa to na barbarzyństwo. Wtedy wydawało się czymś normalnym, koleją historii, dziejową sprawiedliwością.

Ostatnim punktem spaceru był pomnik „Tym, którzy nie powrócili z morza”.

To wystajacy nad fale maszt, niczym krzyż. Jeżeli moge podczas Wszystkich Swiętych byc w Szczecinie, przychodzę tu zawsze. Morze to przeciez kawał mojego życia. I muszę przyznać, że nie jestem jedyny. Każdego roku przed tym symbolicznym grobem pochłoniętych przez żywioł marynarzy, płonie inne morze – płomyków zapalonych przez tych, w których pamięci tamci nadal żyją.

Od kilku lat po wizycie na cmentarzu jeżdżę na Jasne Błonia, by oddać swój skromny hołd pamięci Jana Pawła II. W tym roku jak i w poprzednich Szczecinianie czuwali przed pomnikiem do wieczora.

Do domu wróciłem o wpół do ósmej. W sam raz by przekąsic coś na kolację, spakować walizki i wyruszyć w drogę do Gdyni.

Gdynia, 05.11.2009; 00:35 LT

Komentarze