Dzisiejszej nocy trafił mi się dyżur przed komputerem. Nic nadzwyczajnego w firmie shippingowej. Kiedy jednak zamknąłem wszystkie pliki i przygotowywałem się do spania, kątem oka spostrzegłem wyłaniającą się zza cieniutkiej linii Półwyspu Helskiego tarczę słońca.
Budził się kolejny dzień
Szybko chwyciłem aparat, otworzyłem okno i dopijając resztę zimnej już kawy ustrzeliłem kilka fotek.
Widzialność była piękna i żadna chmura nie przesłaniała złocistej kuli. Jedynie lekka deformacja jak to zwykle bywa tuż nad widnokręgiem.
Właściwie od razu przeszała mi senność. Móglbym posiedzieć jeszcze dłużej, kontemplować w porannej ciszy niezwykły widok, ale przywołałem się do porządku mając w perspektywie pobudkę o siódmej, a potem cały dzień przed komputerem w biurze.
Zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie, gdy słońce wzniosło się na tyle, że na pomarszczonej powierzchni zatoki pojawiły się pierwsze refleksy. Sama zatoka wydala się dziwnie mała w tym porannym brzasku pozbawionym mgieł charakterystycznych dla tej pory dnia.
Poczułem się trochę jak na wakacjach, kiedy to nieraz oczekiwałem wschodu gdzieś na szczytach gór. I w takim wakacyjnym nastroju uleciałem gdzieś w krainę Morfeusza, z której dwie i pół godziny później wyrwał mnie natrętny dźwięk budzika.
Do pracy. Już po wakacjach.
Sopot, 21.07.2010; 08:50 LT