Remont zakonczony. Rano podczas sniadania widzielismy jeszcze jak nasz statek plynal w dol rzeki Jangcy pod mostem Jiangyin. Moglismy wiec wreszcie odpoczac troche, pozwolic na obnizenie poziomu adrenaliny, by juz wyciszeni ruszyc w podroz do Szanghaju. Samolot jak zwykle stamtad odllatuje dopiero krotko przed polnoca. Mielismy wiec troche czasu, by zostawic bagaze w przechowalni i przejechac maglevem oraz metrem do dzielnicy Pudong i powloczyc sie troche wsrod drapaczy chmur. Niby niedlugo, ale czuje juz to w nogach. Zreszta juz wieczor, opada napiecie po calym dniu i nadchodzi sennosc. Wlasnie zjadlem kolacje (zupa grzybowa – pyszna, pierogi z krewetkami oraz sernik + herbata) i moge juz spokojnie przymierzac sie do wejscia do samolotu. Moze zdaze przeczytac pare stron ksiazki zanim przysne na dobre, by ocknac sie rano gdzies w poblizu Frankfurtu.
Szanghaj, 22.08.2010; 22:30 LT
P.S.
Przed wyjazdem skype przyniosł mi taki wiersz od Anioła (i jej ulubionej poetki):
oczekiwanie jest naszą porą
a najlepiej czekać na Ciebie
tyle wieczorów
zakwitło na roześmianym niebie
jesteśmy tacy sami
trzymamy się za ręce
i nawet kot pod piecem zamilkł
i słucha jak pada deszcz
pluszcza krople – to Twoje nogi
idziesz do mnie przez złote kałuże
twarz ci zmokła – scałuję deszcz
chodź chodź
w moje ręce ciepłe
w moje ręce oczekujące
w moje usta zachłanne
jak deszcz
Po takich słowach nogi same niosą do domu…