Kiedy wybieraliśmy się w tę podróż, w planach mieliśmy zajrzeć na chwilę do Paragwaju, ponieważ w sąsiedztwie wodospadów Iguazu zbiegały się granice Argentyny, Brazylii i Paragwaju. Z Foz do Iguazu po brazylijskiej stronie wystarczy przejechać przez most nad Paraną, by znaleźć się w paragwajskim Ciudad del Este. Chcieliśmy także zobaczyć zaporę Itaipu. Jednak rejon wodospadów opuściliśmy na tyle późno, że zaporę trzeba było odpuścić. Postanowiliśmy zajrzeć tylko do Ciudad del Este.
Wystarczyło skręcić w odpowiednim momencie na most. Jechaliśmy jednak przez miasto, a zjazdu w kierunku mostu nie było widać. W pewnym momencie gęsta zabudowa centrum zaczęła się przerzedzać i stało się jasne, że zabłądziliśmy. Coraz częściej za to pojawiały się drogowskazy pokazujące kierunek na zaporę. Znaleźliśmy się na prostej drodze za miastem. No skoro tak już się stało, to rzucimy okiem na tamę z daleka.
Z daleka się nie dało, bo drogę zagrodziły szlabany. Zawiedzeni zjechaliśmy na parking i wysiedliśmy zorientować się w sytuacji. Może da się uzyskać jakąś przepustkę? Teren był opustoszały. Na parkingu stało tylko kilka samochodów i to nie wróżyło dobrze. Sąsiedni budynek okazał się jednak… centrum turystycznym. Kasy były otwarte i sprzedawano jeszcze bilety na ostatnią tego dnia wycieczkę po kompleksie, która miała rozpocząć się o 17:00, czyli za kilkanaście minut. Warto mieć czasem trochę szczęścia. Kolejki nie było, więc szybko staliśmy się posiadaczami wejściówek i studiując mapę na ścianie oczekiwaliśmy na autobus.
Brama ze szlabanami, która zagrodziła nam drogę, teraz stała przed nami otworem.
Na pierwszym przystanku mogliśmy obejrzeć panoramę zapory.
W oczy rzucały się ogromne kanały przepływowe, których zadaniem jest spuszczanie nadmiaru wody ze zbiornika.
Na prawo od nich wznosiła się sama tama z licznymi turnbinami.
Z daleka nie robiły jeszcze ogromnego wrażenia. Dlatego wróciliśmy do autobusu, który miał zawieźć nas bliżej.
W miarę skracania dystansu, coraz większy respekt budziły rozmiary budowli.
Bo też nie byle jaka to konstrukcja. Kiedy w 1984 roku oddawano ją do użytku, była to największa zapora wodna na świecie. Zdetronizowała ją później chińska Tama Trzech Przełomów.
Budowa hydroelektrowni była wspólnym przedsięwzięciem Brazylii i Paragwaju. Jak wielkie znaczenie ma dla tych krajów, niech świadczy fakt, że pokrywa ona 95% całkowitego zapotrzebowania na prąd Paragwaju oraz 20% zapotrzebowania na energię elektryczną Brazylii.
Kiedy 13 października 1982 roku zamknięto zaporę, w ciągu dwóch tygodni poziom rzeki, a właściwie jeziora zaporowego podniósł się o sto metrów.
Nie liczby jednak są tu najważniejsze. Wielki zbiornik wodny pochłonął bowiem Wodospady Guaira. Kaskady na rzece Parana, z których najwyższa miała wysokość czterdziestu metrów, obniżały skokowo poziom rzeki o 114 metrów. Ba! Wtłaczały rzekę w kanion, zwężając jej szerokość z 381 do 61 metrów. Przepływ wody w wodospadzie Guaira był aż ośmiokrotnie większy od wodospadów Iguazu. Pod tym względem był to największy wodospad na świecie. I ten cud natury tak po prostu zatopiono.
Gdzieś nad nim pływają teraz stateczki wycieczkowe.
Autobusem przejechaliśmy trasę u podnóża tamy, oraz po jej topie.
Obejrzeliśmy zarówno jezioro w górnej części jak i spokojnie płynącą Paranę poniżej tamy.
Z respektem patrzyliśmy na ogrom tej budowli oraz jej wpasowanie w krajobraz. Wokół mnóstwo zieleni, a wśród niej biegające kapibary. Trudno jak pozbyć się uczucia, że zbyt lekką ręką odesłano w niebyt ogromny wodospad, unikat w skali światowej. Dziewięćdziesiąt pięć procent energii elektryczne zużywanej przez cały kraj piechotą nie chodzi, więc trzeba też zrozumieć intencje niezbyt bogatego kraju, jakim jest Paragwaj.
Po zakończeniu wycieczki wsiedliśmy do samochodu i staraliśmy się możliwie szybko odnaleźć przejście graniczne za mostem nad Paraną prowadzącym do Ciudad del Este. Był już wieczór, gdy dojechaliśmy do mostu. Nasza umowa z wypożyczalnią zabraniała przekraczania granicy kraju, więc musieliśmy znaleźć jakiś parking i do Paragwaju przedostać się taksówką. Lokalny rynek był przygotowany na takich jak my. Nie było więc najmniejszego problemu ani ze znalezieniem parkingu, ani taksówki.
Samo przekroczenie granicy trwało chwilę. Formalności ograniczone do minimum. Taksówkarz wysadziła nas przy jakimś centrum handlowym, które nie zainteresował nas niczym szczególnym, ponieważ ciekawsze i lepiej zaopatrzone mamy w Polsce.
Postanowiliśmy przejść się kawałek w kierunku centrum. Ciemne i opustoszałe uliczki zamiast przyjemności zwiedzania budziły niepokój.
Rozglądałem się dookoła próbując zawczasu zauważyć ewentualnych złodziei, chociaż pewnie na ich własnym terenie, gdyby nas zaatakowali, nie mielibyśmy większych szans.
Kiedy takimi uliczkami dotarliśmy do centralnego placu, z ulgą schroniliśmy się w innym centrum handlowym.
Oferta sklepików rozlokowanych na kilku piętrach była mizerna, ale najważniejsze, że była tam ochrona. Nie chcieliśmy wracać na piechotę tą samą trasą i kusić licho. Zapytaliśmy więc o taksówkę i pokazano nam postój po przeciwnej stronie ulicy. Chwila rozmowy z kierowcą i po chwili z ulgą oraz poczuciem bezpieczeństwa wracaliśmy na brazylijską stronę. Z rozczarowaniem i swego rodzaju smutkiem, bo ten fragment Paragwaju, który obejrzeliśmy, wyróżniał się zdecydowanie in minus na tle sąsiadów z drugiego brzegu Parany: Brazylii i Argentyny.
Gdańsk, 08.10.2017; 23:45 LT