WIZYTA

Przez ostatnie tygodnie miałem trochę bólu głowy z rozwiązaniem sprawy wizyty Eks u Tomka. Dyskusje ciągnęły się w nieskończoność. Z jednej strony rozumiałem racje Eks, ale z drugiej trudno było ich odmówić Aniołowi. Poza tym Tomek podróżował do mamy kiedy tylko zechciał. Jedynym ograniczeniem była szkoła.

Proponowałem, że zasponsoruję hotel i prosiłem, by Eks nie nalegała by zatrzymać się u mnie w domu. Eks się obraziła i przed moim wyjazdem rzuciła słuchawke telefonu nie chcąc ze mną rozmawiać.

I nagle dowiedziałem się, że… przebywa (lub przebywała podczas weekendu) w moim mieszkaniu. Jak gdyby nigdy nic. Mało tego! Sprząta tam, wywala rzeczy które uznaje za niepotrzebne. Jednym słowem wygląda tak, jakby pomyliły się jej adresy.

Wszystkiego bym się spodziewał, tylko nie tego. Nie wyobrażam sobie, bym mógł na siłę wpychać się gdzieś, gdzie otwarcie mówią mi, że moja wizyta byłaby co najmniej niezręczna. A nawet zaproszony nie posunąłbym się do sortowania czyichś rzeczy – co może zostać, a co trafić na śmietnik.

Kiedy dowiedziawszy się z sms-a o jej bytności i działalności wysłałem wściekły swoją opinię na temat takiego zachowania, w jej odpowiedzi nie było ani krzty zażenowania. Uważa, że nie grzebała w moich rzeczach ponieważ wyrzuciła tylko coś, co leżało na stole, a według niej nie powinno.

Nie przypuszczałem, że może mi się coś takiego przytrafić sześć lat po rozwodzie. W czasach małżeńskich pani Eks lubiła czasem powyrzucać parę moich rzeczy, które uważała za zbędne i żeby uniknąć dyskusji wpadła na genialny pomysł by robić to kiedy popłynąłem w rejs. Bywało, że mijały miesiące zanim zorientowałem się, że czegoś nie ma, co było koronnym argumentem, że skoro tak późno to zauważyłem, była to w istocie rzecz niepotrzebna.

W 2006 roku miałem poważną rozmowę,  kiedy Eks przyjechała z Tomkiem do lekarza (miał kontrolną wizyte w klinice w Szczecinie). Oczywiście uznała, że nie można tak mieszkać jak mieszkam i wzięła się za sprzątanie, wyrzucając między innymi stare gazety, a wśród nich te z okresu śmierci i pogrzebu Jana Pawła II, które zostawiłem sobie na pamiątkę. Już wtedy zwróciłem jej uwagę, że się zagalopowała.

Jak widać potrzeba postawienia na swoim jest silniejsza. Moja cierpliwość się jednak wyczerpała. Puściłem parę ostrych epitetów. Pomyślałem jak beznadziejnie głupio burzy się w miarę normalne relacje przez uzurpowanie sobie daleko posuniętych praw i poprzez przekonanie, ze wszystko wie się lepiej.

Większa część dnia minęła nerwowo. Napisałem też do Anioła. Powinna wiedzieć co się dzieje.

Skomentowała to tak:

A może chcesz być białym niedźwiedziem,

białe niedźwiedzie mlaszczą po obiedzie,

wycierają wąsy,

w palce u nóg,

drażniąc wargi zgiętym paznokciem

usmiechają się do siebie mądrze,

uśmiechem dotykają ciała brzóz,

czochrają futra

o zgięte białe brzóz łokcie

bałwochwalczo skupione

na czterech kolanach zasypiają

mrucząc

o jednej takiej miłości

która krąży ostrożnie

w srebrnych kłakach drzemiącego futra.

Był to jeden z najpiękniejszych sms-ów jakie otrzymałem. Sprawił, że nagle wszystko inne przestało się liczyć. Przyszedł w ostatniej chwili. Właśnie odpływaliśmy z Puerto Prodeco i kończył się zasięg telefonii komórkowej. Zaraz potem przy ikonce anteny zgasła ostatnia kreska.

Uśmiechnąłem się więc i wkrótce zasnąłem mrucząc na moim brzozowym legowisku statkowej koi.

Morze Karaibskie, 02.12.2009; 07:30 LT

Komentarze