WEEKEND W AMSTERDAMIE (1) – KOLEJNA PROMOCJA

Promocyjnych podróży ciąg dalszy. Tym razem poszukaliśmy trochę na niemieckiej stronie airfasttickets.de i znaleźliśmy ciekawą opcję na Amsterdam. W czasach kiedy w szalonej środzie „LOT-u” bilety z Warszawy do Amsterdamu oferowane są za około cztery stówki, a kombinowany wyjazd do tego miasta WIZZ Airem przez Eindhoven i dalej autobusem to jakieś dwieście dwadzieścia złotych pod warunkiem, że ma się ze sobą tylko mały bagaż podręczny, my na tej stronie znaleźliśmy za około 350 złotych loty do stolicy Holandii już z Gdańska, z przesiadką w Warszawie i powrót tą samą trasą. Grzechem byłoby nie skorzystać, tym bardziej, że LOT to LOT, a i nasze konto Miles and More zasilamy czterema segmentami podróży. Coraz krótszy dystans do przedłużenia naszych srebrnych kart na kolejne dwa lata.

AMS 10

Na lotnisko dotarliśmy w pośpiechu, niemalże prosto z pracy. Pani stewardessa zdawała się już nas wypatrywać.

Ams 01

Kiedy siedliśmy w fotelach poczułem jak adrenalina po całym dniu zaczyna opadać. Od rana do obiadu lekko nie było, ale udało się zostawić problemy za sobą. Błyskawicznie zapadliśmy w sen. To tylko drzemka właściwie, bo przecież do Warszawy lot niedługi. Boarding do Amsterdamu opóźnił się o kwadrans, więc zdążyliśmy jeszcze zrobić użytek ze srebrnych kart i wpaść na przekąskę z białym winem do business lounge. Akurat rozpoczęło się ostatnie dwadzieścia minut meczu Francja – Niemcy, więc byliśmy mogliśmy byś świadkami odpadnięcia Francuzów z turnieju.

Start z Warszawy i lecimy na zachód. Facet w takim momencie czyta gazetę, ksiażkę, albo spi, natomiast kobieta sięga po kosmetyczkę, bo przecież taki lot to doskonała okazja by poprawic makijaż tudzież rozmaite inne drobiazgi, o których normalny przedstawiciel rodzaju męskiego nie ma pojęcia.

– Zobacz jaki fajny tusz ostatnio kupiłam. Super jakość, a na dodatek na długo starcza.

– Do brwi?

– Do jakich brwi? Tuszem maluje się rzęsy! Do brwi jest kredka!

– No, może. Gubię się w tym trochę.

Ams 02

Pisałem już kiedyś, że era pozornie darmowych posiłków na krótszych trasach już minęła i LOT oferuje je odpłatnie. Skorzystaliśmy jednak, bo bagietka z mozzarellą i suszonymi pomidorami plus dobrej jakości herbata to koszt porównywalny z wizytą w Starbuksie albo Coffee Heaven. Zjedliśmy, wypiliśmy i zapadliśmy w drzemkę. Obudziły mnie turbulencje, kiedy obniżając lot wlecieliśmy w chmury.

Ams 03

Zrobiło się ciemno, a w gęstej jak mleko mgle jedynym punktem odniesienia była pomarańczowa poświata zachodzącego słońca.

AMS 04

Kiedy jeszcze bardziej obniżyliśmy pułap lotu, wyraźniej zarysował się ląd oraz linia brzegowa Morza Północnego.

AMS 05

AMS 06

Kilka minut później w dole pokazały się ogromne połacie przemysłowego krajobrazu, ze szczególnym uwzględnieniem rozległego portu. Śluzy Ijmuiden… Tyle razy tamtędy przepływałem…

AMS 07

Amsterdam zostaje z boku, a my zniżamy się coraz szybciej i lądujemy na lotnisku Shipchol. Zdawałoby się, że wylądować to zakończyć lot. Trwał mniej więcej półtorej godziny, a tymczasem kolowanie nie miało końca. Wylądowaliśmy na zupełnym pustkowiu wśród łąk. Po jakimś czasie zaczęly się pierwsze zabudowania, potem rozmaite hangary portu lotniczego i wreszcie same terminale pasażerskie. Piętnaście minut jazdy samolotem po ziemi minęło, a my ciągle byliśmy w drodze.

Ams 08

W końcu znaleźlismy swoje miejsce. Teraz długi marsz do hali bagażowej, dość krótkie (tym razem) oczekiwanie na walizki i możemy wychodzić. Tym razem poszliśmy w luksus odcinając kupony od kolejnych promocji. Swoje podwoje przed nami otworzył Hotel Hyatt Place Amsterdam Airport. Znajduje się kilka kilometrów od lotniska, ale na tyle blisko, by samochodem zajęło góra siedem minut. Dystans niezbyt dokuczliwy zważywszy na fakt, że Hyatt wysyła na lotnsko bezpłatne shuttle busy. Odjazd co pół godziny. Ostatni o 23:15. My zdążyliśmy na przedostatni o 22:45. Mogliśmy więc obejrzeć całkiem pokaźny kawałek meczu Brazylia – Kolumbia.  A potem zapadliśmy w głęboki sen. Sen, który przerwaliśmy na zejście na śniadanie, a potem kontynuowaliśmy, bo potrzeba odpoczynku była silniejsza niż chęć zwiedzania. Tym bardziej, że za oknem lało jak z cebra co pewnie miało niemały wpływ na naszą poranną kondycję. W końcu deszcz ustał, my się rozbudziliśmy a i samoloty na niebie nad hotelem zaczęło być także widać, a nie tylko słychać.

Ams 09

Mogliśmy więc pomyśleć o wyjeździe do miasta.

Amsterdam, 05.07.2014; 13:30 LT

Komentarze