WEEKEND W ALESUND

Kilkadziesiąt złotych za bilet do Alesund, to okazja, którą żal stracić, a że od lipca nigdzie nie lataliśmy, pora była zaspokoić nieco nasz zew przestworzy. Na dodatek wielki wybuch na Słońcu stwarzał szansę na oglądanie zorzy polarnej nawet w Polsce, więc co dopiero w Norwegii. Wreszcie, co również miało niebagatelne znaczenie, my, ludzie lubiacy się wyspać z umiarkowaną przyjemnością wstajemy w środku nocy, by zdążyć na lot o szóstej rano, natomiast do Alesundu samolot startował z Gdańska o 13:35. Czyż może być lepsza perspektywa od leniwego, sobotniego poranka w łóżku, by potem, po śniadaniu wyskoczyć na krótką wycieczkę do fiordów i wrócić do domu na spóźniony niedzielny obiad?

Podczas lotu zobaczyliśmy pierwszy w tym sezonie śnieg.

ale 06

Im bliżej Alesund, tym więcej chmur, co niezbyt dobrze wróżyło potencjalnemu oglądaniu zorzy.

ale 07

Generalnie jednak pogoda nie była zła i przede wszystkim Norwegia przywitała nas ciepłem kończącego się lata.

ale 09

ale 01

Po raz kolejny dopisało nam szczęście w wypożyczalni samochodów. Zarezerwowaliśmy najtańsze autko, ale z powodu braku takowego, w tej samej cenie dostaliśmy terenowego citroena z wbudowanym systemem nawigacji GPS.

Z lotniska do miasta jest pietnaście kilometrów. Port lotniczy umiejscowiony jest na jednej z wysp. Z niej trzeba dostać się na sąsiednią, a potem przez kolejną Kiedy patrzyłem na mapę, wydawało mi się, że wyspy są połączone mostami, lecz krótko za lotniskiem przyszła niespodzianka: tunel.

ale 23

Liczył sobie ponad cztery kilometry długości i charakteryzował stromym zjazdem w dół. To zapewne z powodu głębokości morza w tym miejscu. Kiedy wyjechaliśmy na powierzchnię spodziewałem się spiralnego wjazdu na most, a tymczasem spirala była, lecz skierowana w dół, głęboko pod ziemię. Jazda śladem korkociągu przypominała mi trochę wjazdy na parkingi przy centrach handlowych albo dworcach, tyle tylko, że tutaj wszystko było w większej skali.

ale 24

Tunel w końcu się wyprostował i wiódł nas jeszcze przez jakiś czas stromo w dół „na krechę”, po czym oczywiście trzeba było wydostać się na powierzchnię. Kolejne niecałe czetry kilometry. Czyli z piętnastu kilometrów z lotniska do miasta, ponad połowę pokonaliśmy w tunelach.

Odszukaliśmy nasz hotel tuż nad brzegiem. Biorąc pod uwagę, że Alesund niemal w całości leży na długim i wąskim półwyspie, trudno tam znaleźć jakikolwiek dom, który nie spełniałby kryteriów lokalizacji nad morzem.

Resztę popołudnia spędziliśmy w hotelu uczestnicząc w seminarium „Bilblia taniego latania”. Raz jeszcze z podziwem patrzyłem na wynalazek jakim dwadzieścia parę lat temu okazał się internet. Dziś już trudno wyobrazić sobie życie bez możliwości zdobywania informacji przez to medium, że nie wspomnę o sposobach kontaktowania się. Siedzimy sobie w hotelu w Norwegii i bierzemy udział w szkoleniu odbywającym się w Polsce.

Trochę czasu straciliśmy (seminarium skończyło się dopiero około dwudziestej pierwszej), lecz uznaliśmy, że pogłębienie naszej wiedzy o zdobywaniu tanich biletów jest ważniejsze niż jednorazowy wyjazd. Dopiero wieczorem ruszyliśmy więc na dokładniejsze zwiedzanie.

ale 04

Głównym punktem programu miało być wejście na górę zamykającą perspektyę na powyzszej fotografii. Trudno zliczyć liczbe panoram Alesund z niej wykonanych. Kiedy jednak doszlismy do podnóża góry, drogę zagrodził nam płot i tablica informująca o remoncie. Panoram więc nie będzie, a my poszliśmy na spacer nad wodę.

ale 03

Alesund to miasto o interesującej architekturze. Przywyklismy do drewnianych domów nad brzegami fiordów. Tutaj strawił je jednak pożar. To co odbudowano, było zaprojektowane w modnym na początku XX wieku art noveau.

ale 02

ale 11

Długo spacerowaliśmy nabrzeżami w ten ciepły wieczór. Dochodziła północ, kiedy wrócilismy do hotelu.

Rano obudziło nas grube buczenie syreny okrętowej. Tuż przed naszym hotelem cumował właśnie prom. Z Alesund można popłynąć choćby do Tromsø, tyle tylko, że samolotem wychodzi taniej. Z drugiej strony – widoki fiordów ponoć bezcenne.

ale 10

Po śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na przejażdżkę po okolicy. Gdybyśmy wtrali wcześnie rano moglibysmy pokusić się o dotarcie do fiordu Geiranger wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Musi tam byc pięknie jeśli każdego roku przybywa w to miejsce trzysta tysięcy turystów i blisko dwieście statków wycieczkowych.

ale 41

Z Alesund to jednak około dziewięćdziesiąt kilometrów i przynajmniej jedna przeprawa promowa. Nie chcieliśmy ryzkować, że nie zdążymy na samolot. Może kiedyś przylecimy tu za kilkadziesiąt złotych specjalnie dla tego fiordu i skierujemy się tam prosto z lotniska.

Tymczasem wyjechaliśmy w stronę Spjelkavik, skąd odbiliśmy na południe drogą numer 60, którą mieliśmy dotrzeć do przeprawy promowej wiodącej do Sykkylven. Wjechaliśmy na prom i rzuciliśmy się do fotografowania.

ale 26

ale 12

Widoki były przecudne. Nawet pogoda dostosowała się do naszego entuzjazmu i rozpieszczała bezchmurnym niebem. Szkoda tylko, że nie było takiego w nocy.

W połowie drogi minął nas prom zdążający w przeciwnym kierunku.

ale 13

Po południowej stronie fiordu niemal od razu zaczęły się góry.

ale 28

ale 29

To wszystko było niczym wobec piekielnie stromej piramidy jaka wyrosła nagle gdzieś w dali po lewej stronie naszej drogi. Brakowało tylko księżniczki na jej szczycie i rycerza, który miałby ją oswobodzić pokonując stromizny niczym w bajce o szklanej górze.

ale 30

Zegar był nieubłagany. W końcu obwieścił, że powinniśmy zawrócić jeżeli chcemy bezproblemowo dotrzeć do samolotu. Zatrzymaliśmy się więc na jakimś poboczu by zejść na chwilę po zielonej łące wprost na skały łagodnie zapadające się w morską toń.

ale 15

ale 16

Zawróciliśmy i wkrótce znów znaleźliśmy się na przystani promowej.

ale 31

Zapłaciliśmy 103 korony (okolo 50 zł) za przeprawę i raz jeszcze poszliśmy oglądać widoki.

ale 18

ale 19

ale 27

Trzeba było jeszcze zatankować paliwo, ale dziwnym trafem wszystko poszło na tyle sprawnie, ze mieliśmy jeszcze trochę czasu, Zamiast wiec jechać prosto na wyspę Vigra, gdzie miesci się lotnisko, skręciliśmy w lewo w kierunku Giske, przez most, a nie przez tunel, co w Norwegii wydawać się musi wielką rzadkością.

Giske w odróżnieniu od reszty okolicy kusi nie tyle skalistymi urwiskami, co sielską atmosferą. Jechaliśmy szosą, która miała szerokość chyba nie większą niż dwa i pół metra. Niemalże zaglądaliśmy do okien mieszkańców drewnianych domów, z których niektóre miały dach pokryty trawą.

ale 32

Kiedy już minęliśmy chaty i pastwiska, przywitały nas plaże o piasku tak jasnym, że niemal białym. Już tylko na samej takiej plaży – pięknej i odludnej, chciałoby się zatrzymać na dłużej, by spędzić tu resztę niedzielnego popołudnia.

ale 20

ale 22

Dolatujący do naszych uszu szum startujących na sąsiedniej wyspie samolotów dyscyplinował nas jednak i kazał spoglądać na zegarek. Kiedy już dłużej nie dało się zwlekać, ruszyliśmy na wyspę Vigra.

– Będą piękne widoki – zapowiedział pilot witając pasażerów lecących do Gdańska. I rzeczywiście były.

ale 33

ale 34

ale 36

Szczyty wśród welonów mgieł w dolinach wyglądały niczym wyspy, a kolejnym fiordom nie było końca.

ale 37

ale 37

ale 39

W końcu po raz kolejny ujrzeliśmy śnieg, a raczej wielkie połacie lodu. Żegnaj Norwegio. Na południe od Skandynawii, po drugiej stronie Bałtyku o lodzie na szczęście jeszcze nikt nie mówi.

ale 40

Szczecin, 20 września 2014, 23:55 LT

Komentarze