WEEKEND JAK CODZIEN

 

To ponoć weekend. Tak wynika z kalendarza. Mnie codzienny rytm stoczniowej pracy wciagnął do tego stopnia, że dni tygodnia rozpoznaję jedynie po jadłospisie. W piątki ryba, w czwartki i w niedziele parówki na śniadanie, we wtorki sery i.t.d.

Codziennie rano kiedy wstaję nieprzytomny z niewyspania obiecuję sobie, że dziś to juz na pewno pójdę spac przed północą. Potem zazwyczaj coś wypada i penetruję zbiorniki do kolacji albo i dłużej, po czym dopiero koło dwudziestej mogę iść do biura by odebrać służbową pocztę. To co jest dalszą pracą urasta do miana rozrywki, bo w biurze jest internet i mogę sobie posłuchać ulubionej „Trójki”. Oglądałbym być może telewizję, ale prędkośc transmisji jest zbyt słaba i obraz często się zawiesza. Ilekroć słucham radia, czytam gazety i korzystam z innych mozliwości komunikacyjnych internetu, jestem pełen podziwu dla rozwoju techniki. Jeszcze nie tak dawno, bo na poczatku lat 90-tych próbowaliśmy złapać cokolwiek po polsku na falach krótkich. Po drugiej stronie globu póbowaliśmy spośród szumów i trzasków wyłowić jakieś zrozumiałe treści. Paradoksalnie im bardziej normalny był nasz kraj, tym mniej ku temu było okazji. Zawiesiła działalność „Wolna Europa”, przestawały nadawać po polsku BBC oraz „Głos Ameryki’. Ostała się jedynie RFI. Niszę wypełniło wkrótce „Radio Maryja”, którego słuchałem codziennie przed świtem na chiefowskich wachtach  gdzieś między Indonezją i Chinami. Nie przypuszczałem, ze za lat kilkanaście bedę mógł odbierać praktycznie dowolną stację niemal w każdym miejscu na Ziemi, a jak będzie odpowiednia prekość transmisji to i najswieższą „Panoramę” w telewizji obejrzę.

Dziubię więc ta swoją robotę papierkową do późnej nocy. Wracam na statek, zasypiam i rano jak automat zaczynam wszystko od nowa.

Gorąco niemiłosierne. Wczoraj i przedwczoraj było tu +39ºC. To ponoć jedno z najgorętszych lat w Chinach. Na wyspie zaczyna brakować wody i ograniczane są dostawy prądu. A upały mają ponoć trwać przez cały następny miesiąc. Teoretycznie, jeżeli temperatura na zewnątrz przekracza +36 ºC stocznia zawiesza prace w zbiornikach. Ratuja się więc szafami klimatyzacyjnymi, które wdmuchują chłodniejsze powietrze. Spawacze w zbiornikach ruszają się jak na zwolnionym filmie, a na zewnatrz „safety watch” w pełnej gotowosci z jakimis ampułkami i tabletkami na wypadek gdyby ktos zasłabł. Nie wiem co im podają bo wszystko opisane w „chińskich krzaczkach”. Sam po dwóch godzinach pomiarów w takich warunkach wychodzę stamtąd kompletnie wykończony. Nie przypuszczałem, że pot może lać się spod kasku ciurkiem, jak z kranu. Wychodzę, wypijam duszkiem butelkę wody, potem następną juz spokojniej, łapię powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg, a kiedy już naoddycham się do syta, odpoczywam nieruchomo i zbieram energię, przede wszystkim tą psychiczną, do następnego wejścia. W połowie dniówki trzeba zmienić kombinezon, bo jest juz tak mokry, że staje się cieżarem i przeszkadza w pracy zamiast chronić. Wspólczuję ludziom, dla których takie warunki to życie codzienne. Ja przecież za kilka dni wyjadę stąd do zupełnie innego świata i koszmar pozostanie jedynie wspomnieniem (oraz prerspektywą na przyszłość, lecz tymczasową i stosunkowo krotkotrwałą).

 

Wyspa Liuheng, 22.07.2007; 00:40 LT

Komentarze