W piątkowy wieczór znow wybrałem się na widowisko z udziałem laserów, reflektorów, fontann oraz muzyki.
Kolorowe, wodne strumienie tańczyły do przeróżnych utworow. Od popowych hitów, przez piosenki chińskie, az po evergreeny klasyki jak „Nad pięknym i modrym Dunajem” czy „Marsz toreadorów”.
Wczorajszy koncert był specjalnie dedykowany uczestnikom warsztatów dla dyplomatów z Europy, którzy właśnie zjechali do Jiangyin. Stosowna informacja wraz z powitaniem pojawiała się kilkakrotnie na wodnym ekranie utworzonym z rozproszonego odpowiednio i spłaszczonego strumienia.
Szkoda tylko, ze dyplomaci, jak to często z politykami bywa, w nosie mieli przecietnych oglądaczy, wśród nich rodziny z małymi dzieciakami, ktozy zmuszeni byli oczekiwać na nich kilkadziesiąt minut. Ludzie się niecierpliwili. Część opuściła amfiteatr. Gdy spóźnialscy wreszcie dojechali, wcale nie wyglądali na przejętych niezręczną sytuacją. Po kilku pierwszych taktach nikt już jednak o oczekiwaniu nie pamiętał, porwany dynamicznym pokazem.
Widowisko odbywa się w parku Huang Shan, ulokowanym nieopodal słynnego wiszącego mostu nad Jangcy, ostatnią taką przeprawą przed ujsciem wielkiej rzeki do Morza Wschodniochińskiego.
To jedno z moich ulubionych miejsc w Jiangyin i z przyjemnoscią tam spacerowałem zanim się ściemniło.
Po koncercie ruszyłem do wyjscia tą samą jak inni drogą, biegnacą groblą na jeziorze
Należała mi się ta chwila oddechu po codziennym, porannym wstawaniu, permanentnym niewyspaniu i wizycie dyrekcji. Na żadną z tych dolegliwości bezposrednio nie pomogła, ale pozwoliła przynajmniej myślom skupic się na przyjemnościach.
Kiedy piszę te słowa, Tomek jest już w samolocie. Wraca do Polski. Dziesięć miesięcy temu żegnaliśmy go na Okęciu. Tyle stressów związanych z jego wyjazdem, długą rozłąką i smutek pomimo świadomości, że on był szczęśliwy. Teraz nadchodzi radosny moment powitania, ale jeszcze nie dla mnie. Szkoda, że nie mogę w tym uczestniczyć.
Dla mnie przewidziano inne przywitanie. Do stoczni dopłynął właśnie czwarty już statek, ktorym w mniejszym lub większym stopniu trzeba będzie się zająć.
Mieliśmy już pierwszy meeting na jego pokładzie. Na niedzielny poranek planowany jest następny.
Tym razem zakres prac nie jest zbyt wielki. To bowiem ostatni przystanek owego statku, przed jego ostatnią podróżą do pobliskiej stoczni złomowej. Wkrótce, być może nawet przy tej samej kei, „Warszawa” podzieli los opisanego niedawno „Pipit Arrow”.
Jiangyin, 14.06.2009; 06:00 LT