W POSZUKIWANIU STRACONEGO CZASU

Słoneczny poranek. Mam nadzieję, że to już ostateczne nadejście wiosny, chociaż powietrze jeszcze bardzo, nazwijmy to rześkie.

Wczoraj zasmakowałem już typowo letniej jazdy. Sucha jezdnia i przede wsyzstkim widno. Widno do samego Koszalina, gdzie około dwudziestej zatrzymałem się na kawę. Przyjdzie czas, że i do samego Szczecina dojadę przy świele dziennym. Mozna więc już było trochę przyspieszyć i zamiast tradycyjnych pięciu i pół godziny, dotarłem w pięć godzin i piętnaście minut. Oczywiście gdybym odjął dwadzieścia pięć minut poświęcone na kawę i ciacho, byłoby jeszcze szybciej, ale wtedy odjąłbym też sobie część przyjemności.

Opiewałem juz kilkakrotnie w swoim blogu to miłe poranne, weekendowe lenistwo. Lenistwo to może za mocno powiedziane, ale wystarczy, że nie trzeba nigdzie specjalnie się spieszyć. To wystarczy. Odkrywam wtedy uroki zwykłego siedzenia w domu. Tak to już jest, ze zawsze tęsknimy do tego, czego akurat nie mamy w nadmiarze. Kiedy siedziało sie w domu, serce rwało się na weekendowe wypady, spacery. Kiedy cały tydzień spedza się poza domem, chciałoby sie w nim siedzieć non-stop. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – powiedziano już dawno.

Z „trójkowych” głosników dobiega przepiękna piosenka „A gdybyśmy nigdy się nie spotkali” Anny Marii Jopek. Ależ miekki i kojący ma głos ta piosenkarka! Nie jest to utwór do słuchania rano, jeszcze lepiej brzmi w wieczornej ciszy, a najpiękniej (zapewne) gdy sie słucha we dwoje.

W „Trójce” mówili też o przedświątecznym sprzątaniu. Nie słuchałem całości audycji, ale w tym fragmencie, który leciał w trakcie mojego śniadania większość słuchaczek twierdziła, że najchetniej w takich przypadkach pozbywają się mężów i dzieci z domu. Pamiętam to i ja. Nigdy nie mogliśmy się zgodzić podczas sprzątania, ponieważ albo robiłem to zbyt wolno, albo po łebkach. I w końcu doszliśmy do wniosku, że dla wszystkich lepiej będzie jeśli w tym czasie po prostu zabiorę dzieciaki do parku na spacer. Bardzo ceniłem sobie te spacery i to wspólne odkrywanie świata. Na szczęście małżonka fanką spacerów po mieście albo po parku nie była więc nie miałem wyrzutów sumienia, że tylko ja ten świat z dzieciakami odkrywam.

Dziś, kiedy brakuje mi czasu na czytanie i odpowiadanie na e-maile, a tylko w przerwach wskakuję na bloga, oknami i żyrandolami zajmuje się potrzebująca każdej złotówki bezrobotna kobieta. Dzwonię by przyjechała, gdy samo odkurzanie i mycie podłóg uprawiane przeze mnie okazjonalnie już nie wystarcza. I to też jest dobry układ, bo za kilkadziesiąt złotych kupuję nie tyle czystość co czas, który straciłbym bezpowrotnie, gdybym musiał robić to sam. Już nieraz dochodziłem do wniosku, ze gotów byłbym wyłożyć jakąś kasę na przedłużenie doby o 2-4 godziny. Tylko po to, by móc znaleźć trochę więcej czasu na własne przyjemności. I to jest taka transakcja zastępcza. Dzięki takiej kobiecie, po zamknieciu kompa mogę przeznaczyć sobotnie popołudnie na odpoczynek.

No to pora wracać do statków i e-maili.

Szczecin; 08.04.2006; 11:40 LT

Komentarze