W OSLO PO SYLWESTRZE (3)

Kilka przystanków autobusem, wciąż na tym samym półwyspie i kolejne muzeum. Tym razem eksponaty wykopane z grobowców Wikingów. Nie wiedziałem, że istniał zwyczaj chowania zmarłych w… łodziach. Specjalne łodzie, na nich specjalne domki dla zmarłych, ekwipunek na „tamten” świat, a wszytko to zakopane, skryte pod pagórkiem kurhanu.

Oslo 41 blog

Takich kurhanów, co oczywiste, na terenie Norwegii musiało być mnóstwo. Muzeum w Oslo zawiera eksponaty wykopane w okolicach stolicy. Miejsca te zaznaczono na specjalnej mapce.

Oslo 61 blog

  

Oslo 40 blog

  

Oslo 54 blog

Spodziewałem się jednak dowiedzieć czegoś więcej o historii Wikingów. Tam tego nie znaleźliśmy, więc po „rzuceniu okiem” na zbiory, poszliśmy do Folksmuseum, znajdująego się kilkaset metrów dalej. Był to ostatni dzwonek, ponieważ muzea w Norwegii zamykane są dosyć wcześnie.

Tam wreszcie trafiliśmy na bogaty zbiór, przekrojowo traktujący kulturę tego północego kraju, a zwłaszcza mieszkańców Sami, krainy rozciągającej się na północy Skandynawii, od wybrzeży Morza Norweskiego po Morze Białe w okolicach Murmańska i Archangielska.

Oslo 62 blog

Niestety, ów wypchany renifer na zainscenizowanym obozowisku był jedynym, jakiego mieliśmy okazję zobaczyć podczas naszej sylwestrowo-noworocznej wycieczki.

Mieszkańcy kraju Sami używali specjalnych, wielkich namiotów, podobnych do indiańskich wigwamów. W takim namiocie podejmowano nas w Tromsø podczas wycieczki psim zaprzęgiem. Ci bardziej osiadli budowali chatki z torfu. Model takiego domku również znajduje się w muzeum.

Oslo 45 blog

Ten model chyba wygląda lepiej niż prawdziwe chatki. Przynajmniej ta, którą widać na starej fotografii finezją nie grzeszy.

Oslo 44 blog

Niezwykły jest urok takich starych zdjęć. Zatrzymany w kadrze obraz świata, który powszechny jeszcze kilkadziesiąt lat temu, bezpowrotnie odszedł w przeszłość. Pamiętam swoje zafascynowanie podobnymi zdjęciami, kiedy kilkarotnie odwiedzałem stojącą samotnie w sercu Beskidu Sądeckiego chatce Dziadka Buczka. Ten staruszek, pamietający jeszcze czasy rozbiorów miał poprzypinane do ścian malutkie, wyblakłe fotografie przedstawiające m.in. wilki i niedźwiedzie zamieszkujące kiedyś tamte lasy. Liczne poroża jeleni zdobiły niemal wszystkie izby. Kiedy szliśmy do niego, zabieraliśmy z dolin rozmaite drobne zapasy, które mogły przydac się na jego zabłakanej w bezkresnych lasach polance. Niejednokrotnie opowiadał, że marzy o lornetce, by móc z daleka podglądać zwierzęta, więc kiedyś mu taką, kupioną od Rosjan na bazarze, przywieźliśmy. Zabieraliśmy też wiśniówkę, by przy niej słuchać niezwykłych opowieści tego prostego, a niezwykłego człowieka. W sierpniu odmawiał alkoholowego poczęstunku, ponieważ, jak tweirdził, ślubował Najświętszej Panience, że przez miesiąc nie będzie brać go do ust. Wtedy butelka lądowała w szafie „na później”. Któregoś roku gdy tam przyjechaliśmy, na pogorzelisku stała niewielka budka. Nie wiadomo jak doszło do pożaru. Dziadek zszedł po coś na dół, a kiedy wrócił, jego gospodarstwo już się dopalało. Jego rodzina chciała go przygarnąć, lecz on nie chciał opuścić gór. Postawili mu więc tę małą budkę i w niej mieszkał. Pamiętam mój ogromny żal, gdy patrzyłem na gołe, surowe ściany. Wszystkie pamiątki zbierane przez całe jego życie i tworzące magiczny klimat tego miejsce przepadły.

Podobnie przepadła większość torfowych chatek ludu Sami. Hitlerowskie wojska wycofujące się u schyłku II Wojny Światowej z okupowanej Norwegii stosował taktykę spalonej ziemi by powstrzymać nacierających Rosjan. Jak sami długie i szerokie płonęły torfowe budowle. Część z nich potem odbudowano, ale było to zapewne trochę tak jak z odbudowanym domkiem Dziadka Buczka. Poza tym szybki rozwój kraju po wojnie sprzyjał migracji ludności. Dziś więcej Sami mieszka w Oslo niż na ich ojczystych ziemiach.

Wrocław, 30.01.2010; 08:40 LT

Komentarze