W KINIE NIE BYŁEM

                  

Wyjeżdżałem, wyjeżdżałem i jakos wyjechać ze Szczecina nie mogłem. W pierwotnych planach połowę drogi miałem pokonać przy swietle dziennym, ale ostatecznie wystartowałem dopiero o 21:30. A na dodatek jeszcze przed rogatkami zatrzymałem się na stacji benzynowej, by zatankować, oraz kupić red bulla i dropsy na drogę.

Jazda była jednak wyjatkowo dobra. Przede wszystkim nie chciało mi się spać, ruch był niewelki, więc tylko dla rozprostowania kości zrobiłem krótki przystanek na orlenowskiej stacji w Karlinie. Kwadrans przed drugą zaparkowałem auto w garażu w Gdyni. Zupełnie inaczej niż poprzednim razem. Wtedy byłem zmęczony ilościa wrażeń oraz pożegnaniami. Już w Nowogardzie czyli niemal na początku drogi zaczęło uchodzic ze mnie powietrze. Nie pomógł jeden postój, drugi, a kiedy za Koszalinem senność stała sie jeszcze bardziej natarczywa i coraz mniej kontrolowana, po raz pierwszy w historii swoich pomorskich podróży zdecydowałem się przerwać i resztę nocy spędziłem w zajeździe. O szóstej rano wznowiłem jazdę jak nowo narodzony, a jechało się tym milej, że nadawano juz poranną audycje Trójki.

Dziś udało mi się za to pospać w domu i do pracy przyjechałem także w dobrej formie. Senność dopadła mnie dopiero około piętnastej, ale druga – trzecia po południu to dla mnie najgorsze godziny dnia. Niemal zawsze moja aktywność spada wtedy do zera. Po siedemnastej było juz lepiej i postanowiłem, że pójdę w końcu do kina. Seansów między dziewietnastą a dwudziestą było mnóstwo, więc postanowiłem tylko po pracy skorzystać z usługi empik-foto i zaraz pojechac na jakis film. Zdjęcia obiecane tacie próbowałem zlecić w jednym ze szczecińskich empików w niedzielę, ale szanse na wykonanie tego samego dnia były niewielkie, a dodatkowo pani intensywnie zachecała mnie do skorzystania z inernetu:

– U nas jedna odbitka kosztuje 1.20 zł. A taka sama, jeżeli zamówi ją pan przez internet, tylko 0.49 zł. I nawet możemy wysłać do domu. Wystarczy, ze pan zarejestruje sie na naszej stronie i załaduje żądane zdjęcia.

Postanowiłem tak zrobic lecz nie wziąłem pod uwagę, że fotograf zrobił zdjęcia w bardzo dużej rozdzielczości. Każde zajmowało około 5 MB pamięci. Zanim wszystkie dwadzieścia siedem się załadowały minęło bardzo dużo czasu. Jeszcze musiałem złozyć zlecenie, określic jakie zdjęcia, po ile sztuk, jak kadrowane i.t.d. Ponieważ zlecenie układałem po raz pierwszy, to wszystko trwało i w efekcie wyszedłem z pracy grubo po ósmej. Ale cieszyłem się, bo prawdopodobnie zdjęcia nadejdą pocztą do taty juz pojutrze. I jeszcze punktów u najwyższej dyrekcji nałapałem, kiedy z troską w oczach spojrzała na mnie, samotnego, w pustym biurze ślęczącego nad komputerem dwie godziny po fajrancie.

I byłoby morze fajnie, gdyby nie fakt, ze znów mi dzień przeciekł między palcami. Rano przyjechałem do biura, a wyjechałem z niego wieczorem. Dobrze, ze przynajmnie lunch przestałem jadać w biurze. W biurze jest i taniej i zdecydowanie smaczniej, bo kucharza mamy znakomitego. Wtedy jednak odchodzi sie od biurka tylko na czas konsumpcji, by najpóźniej po półgodzinie znów zasiąść przed komputerem. Stwierdziłem, ze wolę zjeść byle co, ale wyjść przede wszystkim na krótki spacer, zwłaszcza teraz, gdy pogoda piękna, a Sopot szybko wypełnia się turystami.

A jutro to juz niemal na pewno pójdę do kina.

Gdynia; 16.05.2006, 00:05 LT

 

Komentarze