W GÓRĘ WIELKIEJ RZEKI

  

W sobotnie popołudnie dotarliśmy do ujścia Mississippi. Zamiast jednak wpłynąc na rzekę, z powodu mgły rzuciliśmy kotwicę.

Było jeszcze ciemno, kiedy obudziła mnie charakterystyczna wibracja. Silnik znów pracował. Wyjrzałem przez bulaj. Niebo skrzyło się tysiącami gwiazd, a to mogło oznaczac tylko doskonałą widoczność. Ta zaś bezproblemową nawigację nz rzece.

Odwróciłem się na drugi bok i przysnąłem. Kiedy ponownie otworzyłem oczy, było już jasno. Albo jednak nasza prędkość rewelacyjna nie była, albo podejście do samego ujścia trwało długo ponieważ za rufa wciąż jeszcze było widać gardziel wylewającej się do Zatoki Meksykańskiej rzeki. Mississippi zresztą w ogóle ciekawie wygląda na swoim ostatnim odcinku. Wypływa daleko w morze, a odgraniczają ją od tego wielkiego akwenu bardzą wąskie pasemka porośniętego trawami lądu. Najprawdopodobniej jest on utworzony przez nanoszony przez lata muł.

  

Potem długo nie działo sie nic, poza tym, że trawy zastąpiły krzewy, potem zaś krzewy ustąpiły miejsca drzewom. No i oczywiście pojawiły się pierwsze zabudowania, a wraz z nimi sygnał sieci telefonów komórkowych. Znów zaczęło się sms-owe szaleństwo. Kto żyw ten klikał. No może oprócz tej garstki ideowców, którzy z politowaniem przyglądali się uzależnionej gawiedzi. No cóż, muszę przyznać, że byłem w tej liczniejszej grupie. Tak, upodliłem się oddając się rozrywce bardzo niewyszukanej. Tęsknota zwyciężyła i wcale sie nie wstydzę, że zamiast zająć się ambitną lekturą albo słuchaniem muzyki, wystukiwałem kciukiem króciutkie komunikaty. Wszystko ma swoją porę. Jest czas klasycznej muzyki, dobrej książki, ambitnego filmu i jest czas beztroski i prostych radości. Jak ze wszystkim, żadna skrajność nie jest dobra, a szczypta tego czy owegpo niczym doskonała przyprawa dodaje życiu smaku.

Po obiedzie zaś pojawił się Nowy Orlean. To znaczy pojawiły się wysokościowce położone w centrum, widnoczne hen na widnokręgu. Raz je mieliśmy z prawej, to znów z lewej, w zależności od meandrów rzeki. Raz zaś to wszystko znalazło się zupełnie za rufą. Ktoś kto nie śledził zmian krajobrazu z pewnością pomyślałby, że już minęliśmy to miasto, podczas gdy za chwilę rzeka znów wykonała ostry skręt i miasto jak należy znalazło sie przed nami. Zdążylismy jednak jeszcze zjeść kolację i dopiero około wpół do siódmej wieczorem minęliśmy downtown.

Tuż przed nim można było zobaczyć t.zw. French Quarter z chrakterystycznymi budynkami i kosciołem z epoki. Atmosfery dopełniał zacumowany nieopodal staek o napędzie łopatkowym.

Nowy Orlean to jednak miasto kontrastów. Niedaleko dopiesczczonej architektury straszą ruiny dawnych fabryk i magazynów. Na jednym z nich, całkiem przyzwoitym w porównianiu z innymi, chociaż położonym obok kompletnie zrujnowanego nabrzeża, ktoś napisał „You are beautiful”.

Zakładam, że ten ktoś wyraził w ów sposób swoje uczucia wobec tej budowli. A może to ktoś zakochany, który zamiast bazgrać „love” na murach, postanowił stworzyć coś bardziej monumentalnego?

Zachodzące słońce kryło się już za budynkami.

Niesamowita była gwałtowna zmiana temperatury pomimo tego słońca umilającego weekend. Na otwartym morzu niemal do samego końca mieliśmy tropiki, a po wejściu na rzekę, zwłaszcza nad ranem albo o zmierzchu można było spokojnie przeprosić się ze swetrem.

Po nastepnych kilku minutach downtown zostało za mostem,

a po kolejnych kilkunastu, kiedy nieco bardziej się oddaliliśmy, mozna było obejrzeć panoramę całego miasta w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca.

Zapadł zmierzch i dalsza droga wiodła wśród rzęsiście oświetlonych zakładów przemysłowych ustepujących tu i ówdzie miejsca ludziom z ich zwykłymi domami, znacznie mniej rzucającymi się w oczy.

Około północy minęliśmy jakąś rafinerię.

Jak często w tego typu zakładach bywa, ich znakiem rozpoznawczym były wysokie kominy ziejące najprawdziwszym ogniem. Ilekroć je widzę, zawsze się zastanawiam, czy na prawde nie ma mozliwości zagodspodarowania takiej energii? Do czego? Ot chociażby do podgrzania wody. Tak wiele się mówi o oszczędzaniu, a tu tyle kalorii się marnuje.

Po północy zacumowaliśmy do beczek nieco z boku głównego nurtu rzeki. Wyładunek rozpoczął się natychmiast. Mnie jednak bardziej intersują zbliżające się inspekcje. Muszę sprężyc się i zakończyć je szybko. Czeka mnie bowiem jeszcze jeden statek i należy przyspieszyć jeśli mam zdążyć wrócić na Wielkanoc. Jeśli we wtorek zakończę tutaj, w środę przemieszczę się do Meksyku, w czwartek zaliczę tam kolejną inspekcję, w piątek wyruszę w podróż powrotną, to w sobotę po południu mam szansę znaleźć się w Szczecinie. Plan juz więc jest. Teraz przystępuję do realizacji.

Mississippi, 17.03.2008; 23:40 LT

Komentarze