W BAŁAGANIE

Pisałem już chyba kiedyś, że mam problemy z dyscypliną podczas robienia porządków. Tak też było i tym razem. Ale jak tu wyrzucić starą gazetę gdy nagle spostrzegłem nieprzeczytany artykuł? Miałem go przeczytać wcześniej, ale w międzyczasie starą gazetę przykryłem nową i to już było jak wyrok. Mimo wszystko nie chciałem gazety odkładać na bok (bo skończyłoby sie tak samo) więc pozostała jedyna możliwość: przeczytać teraz, a potem zlikwidować.

Potem wzięło mnie na drobną reorganizację na półkach (musiałem wygospodarować miejsce na rzeczy dzieciaków) i podczas przenoszenia natknąłem się na niedokończony dziennik z ubiegłorocznych wakacji. Ech, łza się w oku kręci. Było pięknie. Przerzuciłem tylko strony, ale to był całkiem gruby dziennik.

I tak zamiast uwinąć się w dwie godziny, sprzątałem niemal dokładnie do północy. Muszę przyznać, że efekt bardzo mile mnie zskoczył. Tylko czy, cholerka, nie można było tak od razu? Nie można było od razu odkładać wszystkiego na miejsce, a szafki w kuchni przetrzeć dwa tygodnie temu? Pytanie retoryczne. Jasne że nie można. To byłby gwałt na mojej naturze. Cios w sam środek mojego jestestwa. Znów w niewolę bym popadł. Kto lepiej niż ja zrozumie Paulinę, kiedy bidulka nie może znaleźć swoich skarpet, albo kiedy odrabia lekcje na biurku, które stanowi azyl nie tylko dla zeszytów i poderęcznika lecz całej gamy maskotek, płyt, innych książek, czasopism, a bywa że i ciuchów. Moja eks wścieka się wtedy i ostrzega po raz siedemdziesiaty ósmy, że wyrzuci w końcu te wszystkie dupsy, jeżeli wreszcie nie zapanuje porządek, a ja wiem, że to jest absolutnie poza zasiegiem tej dziewczyny. Można ją przymusić, ale to tylko siłowe rozwiązanie. Mentalność pozostanie. Co innego Tomek. Jest po mamie doskonale zorganizowany. I tylko wkurza sie czasem gdy Paulina wejdzie z kubkiem herbaty do jego pokoju, a po kwadransie wychodzi już bez kubka, który odnajduje sie nazajutrz gdzieś na półce z książkami postawiony tam „na chwilę”.

Tak sie rozpisałem o dzieciach, bo przecież i one dołożyły swoja miłą cegiełkę do mojego nocnego (a właściwie pół-nocnego) sprzatania, dzwoniąc z życzeniami na Dzień Ojca. W samą porę, bo już zaczynały mnie ogarniać watpliwości , czy aby to wszystko co piszę o świetnych relacjach z nimi to na pewno prawda? Pogadaliśmy trochę przy okazji i kolejne pół godziny pękło.

Ale za to po pracy, po kapieli, o północy zaparzyłem kawę, otworzyłem paczuszkę herbatników, ściszyłem lekko „Trójkę” i zasiadłem przed komputerem. Posiedziałbym długo, ale jutro muszę wstać o kwadrans wcześniej, żeby sie spakować przed wyjazdem, a potem zachować dobrą kondycję na wieczorną drogę do Szczecina. Muszę jeszcze wpaść do Starogardu Gdańskiego aby w znajomym już warsztacie sprawdzili dlaczego wciąż świeci się nieszczęsna kontrolka, od której wszystko się zaczęło. Stamtąd nie pozostaje mi nic innego jak przetestować drogę na Chojnice i Wałcz. Jakaś odmiana, bo tę przez Słupsk i Koszalin znam niemal na pamięć.

Gdynia, 24.06.2005

Komentarze