URLOP

  

Nie było czasu na zastanawianie się. Wróciłem do Polski w środę późnym wiczorem, a w weekend zaczynał się tygodniowy urlop. Studiowanie ofert last minute (gdziekolwiek byle za rozsądną cenę i zmieścić się w nadchodzącym tygodniu), załatwianie wszystkiego w biegu  i… wylot z Aniołem do Tunezji. Szaleństwo ale za to w dobrym hotelu za mniej niż 50% ceny.

Jak urlop to urlop – nie ma mowy o przesadnym czytaniu e-maili, a i czasu na pisanie bloga nie staje, bo byłby to grzech siedzieć przed kompem, gdy dookoła tyle atrakcji. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. W niedzielę rano ostatni raz pójdziemy na plażę (jesli w ogóle zdążymy) a po lunchu wyjazd na lotnisko i powrót do Warszawy, skąd dalej samochodem do Trójmiasta, by po krótkim śnie pojawić się w poniedziałek rano w biurze.

Szkoda, ale przynajmniej tyle dobrego, że blog na tym skorzysta.

 

Sousse, 21.06.2008; 01:45 LT

Komentarze