UPAŁ I JUNK FOOD

Upał doskwierał kolejny dzień. Niby miało się ochłodzić, ale kiedy jednego dnia temperatura spdła do trzydziestu siedmu stopni, to następnego znów podskoczyła do czterdziestu. Powietrze stało w miejscu i zdawało się, że jeszcze chwila, a będzie parzyć z każdym oddechem.

Ponoć w te kilka dni robotnicy, zwłaszcza ci pracujący w zbiornikach padali jak muchy. Około setce trzeba było udzielać pomocy medycznej. Już wcześniej stoczniowy management wydał zarządzenie, żeby rozluźnić dyscyplinę pracy. Rozluźniono. Jedni spali…

Chengxi 28

Inni medytowali

Chengxi 27

Jeszcze inni zapewne jedno i drugie.

Chengxi 26

My po kilkudziesięciominutowej inspekcji zbiornika wychodzilismy zupełnie mokrzy i bardzo powoli wydostawaliśmy się ze objęć apatii

Chengxi 29

Wszyscy szukali przede wszystkim cienia. Ponieważ większość i tak nie wnosiła nic swoją obecnością, a ci, którzy próbowali, często ladowali w szpitalu, zarządzono w końcu nadzwyczajną  przerwę w pracy w godzinach 1100-1600.

Aż w końcu dziś nadciągnęły chmury…

Chengxi 22

Najpierw powiało lekko, lecz już było wiadomo, że to tylko wstęp. Niebo ciemniało coraz bardziej, a barki na Jangcy szukały schronienia przy brzegu. Pokazały się grzywacze.

Chengxi 21

W końcu dmuchnęło z całej siły, a z nieba poleciały potoki wody. Spóźnialscy na barkach, jeszcze próbowali walczyć z plandekami. Już za późno. Wkrótce się poddali.

Chengxi 23

Między statkami zrobiła się kipiel.

Chengxi 24

Wokół błyskały pioruny, donośnym grzmotem  wzbudzając respekt. Nikt nawet nie próbował nigdzie wychodzić. A potem wszystko stopniowo cichło, coraz drobniejsze krople spadały na ziemię i wreszcie deszcz całkiem ustał. Termometry pokazywały +27˚ C. Toż to prawdziwy chłód w porównaniu z tym, co mieliśmy. Aż się chciało wyjść na pokład. No i jeść bardziej się chciało. Dziś jakieś dziwne mięso było. Coś  rodzaju gulaszu, ale kwałki mięsa trudne do zidentyfikowania. Potem okazało się, że to ponoć żaby były. Ja zawijałem w tortillę i jadłem, lecz inni nie bardzo.

Wczoraj na obiad oprócz jakiegoś innego mięska dostałem jeszcze zimny ryż, zimny makaron, ciepłe tortille i…. twarożek. Njawyraźniej steward zapamiętał sobie wyraźnie upodobania mojego kolegi i reprymendę jaką otrzymał. Muszę przyznać, że twarożek smakował całkiem przyzwoicue, chociaż był to troszkę dziwaczny zestaw.

Na kolację była jakaś mieszana kości jakby z żeberek (mięsa na nich prawie nie było) z gulaszem jakby z ozorków. Trudno wyłapać te wszystkie niuanse meksykańskiej kuchni.

– Cheese? – zapytał uprzejmie z wylewnym uśmiechem na ustach steward, gdy podszedł do naszego stolika.

– Co cheese? Co cheese? Nic, tylko w kółko cheese! – zrugał go po polsku kolega wciąż narzekający na bóle żołądka rzekomo wywołane twórczością naszego kucharza. No i nie dostaliśmy twarożku. Do żab już nawet go nie zaproponowano. No cóż, łatwo przyszło, łatwo poszło. Za to wieczorem, przed pójściem do fryzjera, zaszedłem do Mc Donald’sa, gdzie zaliczyłem dwa najprawdziwsze cheesburgery (znów ten cheese!). Może to junk food, ale za to smakuje tak samo od Islandii po Australię.

Jiangyin, 17.08.2010; 01:30 LT

Komentarze