UCIEC PRZED ZIMĄ DO BRAZYLII (8) – CHURRASCO NA POŻEGNANIE

Być w Brazylii i nie skosztować churrasco, to grzech  My churrasco próbowaliśmy w Recife już nazajutrz po przybyciu do Recife, lecz była to zwykła konsumpcja kliku kawałków mięsa w dość przypadkowym barze. Na churrasco zaś powinno pójść się do specjalnej restauracji, t.zw. churascarii. I do takiej trafiliśmy ostatniego dnia.

BRA 290

Serwowanie jedzenia w takim przybytku to prawdziwe show. Kelnerzy uwijają się jak w ukropie i donoszą ogromne „szpady” z nadzianymi rozmaitymi gatunkami mięs.

BRA 280

Jest ich tylu, że nie nadąża się zjadać. Co chwilę ktoś kroi kolejny plaster mięsiwa, który gość chwyta specjalnymi szczypcami i odkłada na talerz. Najlepsza jest picanha, czyli kawałki soczystej polędwicy. Dla mnie w zasadzie wszystko inne mogłoby nie istnieć.

BRA 282

I tu trzeba uważać. W churascarii płaci się bowiem tylko za wstęp. Po wejściu można jeść wszystkiego do woli. Dodatkowo płaci się jedynie za napoje. Czy to nie raj? Dodam jeszcze, że my za wstęp zapłaciliśmy 40 reali, czyli nieco ponad czterdzieści złotych od osoby. Zwykły obiad w restauracji kosztowałby drożej.

Pierwsze wrażenie jest takie, że chciałoby się spróbować wszystkiego. I jeszcze raz, i jeszcze… Jeżeli jednak nie pofolgujesz, już po kilkunastu minutach żołądek powie dość. A przecież to nie jest fast food. Przychodzi się, by pobiesiadować przy stole.

Jak temu zaradzić? Kluczem jest specjalny wskaźnik. Trzeba ustawić go tak, by pokazywał albo zielony kolor ze słowem „sim” (tak), albo czerwony ze słowem „nao” (nie). To informacja dla kelnera. Dopóki przy gościu jest kolor zielony, podchodzi do niego każdy kolejny kelner, oferując jeszcze i jeszcze. Pokazanie koloru czerwonego to sygnał, by kelnerzy na razie nic nie oferowali.

BRA 281

Nie samym mięsem jednak człowiek żyje. Dlatego też w centralnej części zazwyczaj stoi ogromny bufet z przekąskami. Wyeksponowane tak, że oczy by jadły na sam widok. I tu znów czai się pułapka, ponieważ każdy kęs sałatki, sera, sushi, czy innych specjałów to mniej miejsca w żołądku na mięso. Trzeba wybierać i mierzyć zamiary na siły. Szczególny rodzaj męk Tantala.

My, popijając winem wytrzymaliśmy chyba z półtorej godziny. Potem z bólem serca opuściliśmy lokal.

Była niedziela. Finał karnawału był tuż tuż. W mieście odbywało się mnóstwo imprez. Postanowiliśmy pojechać w miejsce, gdzie jak zrozumieliśmy miały odbywać się pokazy samby. Zaledwie jednak zdążyliśmy zbliżyć się do dzielnicy, gdzie owe taneczne harce się odbywały, a znaleźliśmy się na ulicy opanowanej przez lokalnych mieszkańców nie tylko rozśpiewanych i roztańczonych, lecz także mocno odurzonych alkoholem. Ktoś kogoś gonił, ktoś czymś rzucał, inny biegł z pełną flaszką whisky popijając z gwinta. Wcale nie wyglądało to fajnie. Wieczorem mieliśmy stąd wylatywać do domu i gdyby teraz, po południu uszkodzono nam wypożyczony samochód, ściągnęlibyśmy sobie na głowę poważny kłopot. Nie wiadomo, czy zdołalibyśmy załatwić wszystkie formalności przed wylotem. Raczej nie. Dlatego postanowiliśmy czym prędzej zawrócić i oddalić się w spokojniejsze miejsce.

Ostatni spacer z chwilą na wysączenie szklaneczki caipirinhy oraz dla zapmiętania smaku – zawartości zielonego kokosa. Jeszcze kilka fotek na pożegnanie i wsiadamy do auta, by jechać do wypożyczalni przy lotnisku.

BRA 291

Kiedy już odda się kluczyki przychodzi moment ulgi. Nic się nie wydarzyło, żadnej stłuczki, żadnego problemu. Teraz już tylko zdążyć na samolot.

Lotnisko w Recife żegna nas banerami „Carnaval 2016”.

BRA 283

Czekał nas nocny lot do Sao Paulo. Tam mieliśmy jeszcze całkiem sporo czasu, więc zdążyliśmy zdrzemnąć się w hotelu w Guarulhos, a nawet zaliczyć jeszcze spacer po mieście. Kolejna noc, to lot do Mediolanu.

BRA 292

I co z tego, że były słuchawki i ekran z filmami do wyboru? Długo tak ciągnąć się nie da. Spałem więc w słuchawkach.

BRA 293

Byliśmy ubrani lekko, po brazylijsku, i w budynku mediolańskiego terminala od razu poczuliśmy różnicę. Z przyjemnością wyciągnęliśmy z walizek cieplejsze ciuchy.

Teraz czekał nas skok przez Alpy do Monachium. W górach zdecydowanie dominowały już krajobrazy zimowe.

BRA 285

W stolicy Bawarii, w saloniku, gdzie czekaliśmy na lot do Gdańska, jeszcze raz poczuliśmy karnawał. To za sprawą pączków. Ominęły na pączki w tłusty czwartek, to skosztowaliśmy przynajmniej w poniedziałek.

BRA 287

Wieczorem na lotnisku w Gdańsku tradycyjnie już nie dało się zapłacić gotówką za parking, Bo pomimo, iż automat wydawał resztę, to jednak nie przyjmował stuzłotówek. Na szczęście można było użyć karty płatniczej.

BRA 288

Lutowy wieczór przywitał nas rześkim chłodem. Brazylijskie upały zostały we wspomnieniach. Lekki przymrozek towarzyszył nam gdy koło północy dojechaliśmy do domu.

Gdańsk, 24.05.2016; 00:20 LT

Komentarze