TYLKO MUSNĘLISMY SIEĆ

Jamajki wyczekiwaliśmy od wyjścia z Trynidadu. Tym razem nasza ruta biegła jednak na południe od wyspy i na dodatek nieco dalej od niej.

Ląd ledwie rysował się ciemniejszą plamą na zamglonym widnokręgu. To i tak cud, że telefony komórkowe w ogóle zadziałały. Udało się wysłać kilka sms-ów pomimo zanikającego wciąż sygnału. Jeszcze może koło Kajmanów uda się złapać sieć, a potem już tylko Mississippi.

Załoga stara sie doprowadzić statek do przyzwoitego wyglądu po pełnym kurzu załadunku. Pył ładunku osiada wszędzie a złapawszy odrobinę wilgoci, przykleja się, przyjmując zarazem pod jej wpływem rdzawą barwę, która dla niewtajemniczonych sprawia wrażenie jakby statek był jedną kupą złomu. Kto próbował kiedyś sprać rdzawe plamy z ubrania, ten wie, jak trudno usunąć cos takiego. Próbowaliśmy rozmaitych środków i jak do tej pory najlepsze efekty przynosi kwas szczawiowy. Lecz i tak nie może obejść się bez szorowania szczotką każdego detalu.


Kiedy pył jest spłukany, można pomyslęc o odświeżeniu niektórych rejonów statku. Tym razem uznaliśmy, że przyszedł czas na nadbudówkę. Marynarze ze stelingów pokrywali jej powierzchnie białą farba.

     

Między doglądaniem postępu tych prac i sprawdzaniem co jeszcze jest do zrobienia, ciagnę też niesmiertelny kierat biurokracji. Im więcej zrobię tu, odciety od świata, tym mniej zostanie na wieczorne posiedzenia w biurze. Nie można jednak dać się zwariować. Przychodza takie piekne chwile, kiedy wreszcie mogę powiedzieć sobie – na razie dość i położyć się w koi klimatyzowanej sypialni.

Ksiązka, czasopismo, albo jakiś film pozwalają na chwilę oddechu, ucieczkę w świat bez raportów, farb i kół zębatych.

Morze Karaibskie, 12.03.2008; 19:00 LT

     

Komentarze