TWIC

Dziś wreszcie na dobre zaczął się przyjemny chłodek. Wydawałoby się, że jesienna pogoda nijak nie może się podobać, a jednak wystarczy być przez parę dni wystawionym na upały połaczone z awarią klimatyzacji, by zatęsknić za naszym klimatem. Wreszcie można spać normalnie, pod kołdrą i nie budzić się co pół godziny ociekający potem.

Zbliża się też, mam nadzieję, pożegnanie z obecnym statkiem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w sobotę powinienem zakończyć swą pracę tutaj i ruszyć dalej. Miałem nadzieję, że do Polski, ale okazuje się, że szykuje się sprawa do załatwienia na jeszcze jednym. Bo też i zachciało mi się składać aplikację na uzyskanie TWIC-a w Charleston właśnie. TWIC to taka plakietka, która w połaczeniu z przepustką pozwala poruszać się swobodnie po porcie. Nowy wymóg amerykańskich władz. Jeżeli nie ma się TWIC-a, to od bramy terminalu do statku mozna przejśc wyłącznie pod (płatną) eskortą, ze statku nie wolno oddalać się na odległość większą niż osiem metrów, a żeby na koniec wizyty opuścić go, ponownie należy wołać eskortę.

Do jakich absurdów czasem to prowadzi przekonałem się na wiosnę gdy próbowałem wrócić po walizkę. Miałem je bowiem dwie, a na keję, przy której cumował statek prowadziła wąska kładka, na której po prostu z dwiema bym się nie zmieścił. Najpierw przeniosłem więc jedną, a potem chciałem wrócić po pozostawioną. Kilkanaście metrów. No, może kilkadziesiąt. Ale walizka w każdym razie stała przez cały czas w zasięgu wzroku, a z kładki nijak nie dało się zboczyć. Kiedy jednak zrobiłem krok w tamta stronę, rozległ się krzyk strażnika, abym się zatrzymał i nie próbował iść dalej. Poczułem się jak gangster osaczony przez policję, która zacznie strzelać gdy tylko wykonam jakiś gwałtowny ruch.

Strażnik oświadczył, ze ponieważ nie mam TWIC-a, nie wolno mi wrócić po walizkę, bo to będzie dalej niż osiem metrów od statku. Z tonu głosu oraz groźnej miny widać było, że nie żartuje. Zapytałem, czy mógłbym podejść te parę kroków razem z nim. Tu jak zwykle objawiła się cała moja naiwność. Jak on mógłby podejść do pozostawionej walizki razem ze mną, jeżeli jest na służbie i pilnuje kei? Musi się rozglądać, być czujnym, a nie łazić gdzieś z jakimś przybłędą. Kiedy myslałem, że nie mam już szans na odzyskanie bagażu bez telefonu do władz z prośba o eskortę, podsunął mi pomysł: przepisy umożliwiają (przynajmniej tymczasowo, gdy proces wydawania plakietek jeszcze nie nabrał rozpędu i jeszcze wiele osób nie zdążyło ich otrzymać) eskortowanie przez osobę posiadającą TWIC (skrót od Transport Workers Identification Credential). Ponieważ akurat kolega z firmy, który przyjechał razem ze mną i znajdował się na tej samej kładce TWIC-a już miał, odprowadził mnie w majestacie prawa na początek kładki i po chwili znów byłem szczęśliwym posiadaczem wszystkich swoich rzeczy.

Jakiś czas potem, będąc w Charleston, skorzystałem z okazji i złożyłem aplikację. Oczywiście odpłatnie i to wcale nie tanio. I nie wolno płacić gotówką. Przyjmują zapłatę tylko kartą kredytową. Ponieważ byłem wtedy akurat z innym współpracownikiem, mogłem  się w pewien sposób zrewanżować. On bowiem nie miał ze sobą karty. Miał co prawda w portfelu plik banknotów zielonego koloru z portretami rozmaitych prezydentów tego kraju, ale pani w urzędzie nawet nie chciała na nie spojrzeć. Karta kredytowa, albo dziękujemy. Zapłaciłem więc kartą za niego i za siebie, odbierając z jego ręki równowartość w gotówce.

Odpowiedź miała nadejść w ciągu dwóch miesięcy. Ja jednak pojechałem w tym czasie do Chin i nie miałem głowy do TWIC-a. Coś mnie jednak tknęło i poprosiłem Aniola aby zajrzała do skrzynki na listy. Była odpowiedź! Odmowna. Okazało się, że nie jestem godny, by otrzymac taką plakietkę. Wpłaconych pieniedzy co prawda mi nie zwrócą, ale na pocieszenie dodali iż odpowiedź odmowna nie oznacza definitywnej odmowy. Mam prawo się odwołac w terminie sześcdziesięciu dni od wysłania pisma. Odwołanie należy wysłać tradycyjnym listem, wysłanym z amerykańskiej poczty.

– Ile czasu zostało? – zapytałem Anioła.

Moja narzeczona zaczęła sprawdzać datę wysłania listu i obliczać za ile upłyną ustawowe dwa miesiące.

– Cztery dni.

Poczułem się jak Jasiu z dowcipu, który miał napisac zdanie z dwukrotnie występującym słowem „pięknie”.

– Pięknie, k…., pięknie! – pomyślałem, ale nie powiedziałem głośno, bo Anioł słuchał.

List był w Polsce, ja w Chinach, a odpowiedź nań należało w ciągu czterech dni wysłać z Ameryki.

– Niech się pocałują w nos! – krzyknłąem.

– Chyba w dupę? – zauważył trzeźwo Anioł.

– No tak – fuknąłem ze złości – właśnie tam. Nie będę się odwoływać!

– Jak to nie bedziesz?

– A tak to! Nie to nie! Mam ich w, w… Mam ich gdzieś!

– Ale tu jest napisane, że jak się nie odwołasz to odmowa staje się nieodwołalna.

Hm, brzmiało to strasznie. Groziło mi, że już do końca życia nie będę mógł dostać się na statek stojący w USA inaczej niż pod eksortą.

– Nie będę sie odwoływać! – wściekłem się jeszcze bardziej i gotów byłem obrazić się nawet na samego Barracka Obamę.

– Daj spokój – próbował udobruchac mnie Anioł.

– Nie!

– To może ja napiszę?

– Co napiszesz?

– Odowołanie.

– Że niby co?

– Żeby rozpatrzyli jeszcze raz.

– A amerykańska poczta?

– Wyślę z polskiej

– Chcesz to wysyłaj. Ja do nich nie napiszę. Ale wyślij poleconym.

Na tym chyba polega różnica pomiędzy męskim i damskim podejściem do załatwiania rozmaitych spraw. Tam gdzie facet się najeży, kobieta zazwyczaj stosuje łagodną perswazję.

Nie wiem dokładnie co Anioł napisał i jak wysłał, ale po następnych kilku tygodniach otrzymałem urzędowe pismo stwierdzające iż co prawda na początku odmówili mi prawa do posiadania TWIC-a, lecz po ponownym rozpatrzeniu mojej sprawy uznali, że moga mi je przynać. W związku z tym powinienem zgłosic się po odbiór osobiście, z dokumentem tożsamości, w urzędzie w Charleston. Bo TWIC-a nie można wysłac pocztą. TWIC-a można odebrac tylko osobiście i tylko tam, gdzie składało się aplikację.

Dlatego z Porsmouth polecę do Charleston.

To się świetnie składa bo właśnie następnego dnia ma przypłynąć tam inny nasz statek, więc skoro juz tam będę, grzech byłby wracać do Polski nie czekając aż zacumują. Jest przecież parę spraw do załatwienia, słusznie rozumowała dyrekcja.

Atlantyk, 30.09.2009, 23:10 LT

Komentarze