Ten niedzielny poranek poświęciliśmy na niezwykły spacer. Za sprawą otwartego dnia na budowie tunelu.
Byliśmy na miejscu jakieś dwadzieścia minut po dziesiątej i od razu zaskoczenie. Kolejka! Trzeba było odstać swoje w oczekiwaniu na wejście, a kiedy już zostaliśmy wpuszczeni, czułem się jak na jakimś pochodzie. Tłum szeroką ławą wlewał się do gardzieli tunelu. Za naszymi plecami bursztynowy stadion PGE Arena, a przed nami zamykają horyzont sylwetki statków. Przejdziemy głęboko pod nimi.
Pierwszy odcinek biegł w głębokim wykopie, ale wkrótce dotarliśmy do wylotu obydwu rur. Bo przeprawa pod Wisłą składać się będzie z dwóch niezależnych traktów. Każda z tub w przeciwnym kierunku.
No i wreszccie wchodzimy do ogromnej rury. Przed nami około półtora kilometra podziemnej wędrówki. Pomyslałem sobie, że to jedyna taka okazja. W niedalekiej przyszłości będziemy śmiagać tędy jedynie samochodem i wtedy nie będzie zbyt wiele czasu na rozglądanie się.
Decyzja o budowie zapadła w 2011 roku. Samo wiercenie zaczęło się jednak dwa lata później. Najpierw oprócz samych przygotowań terenu należało sprowadzić ogromne elementy TBM (Tunnel Boring Machine). Zmontowana została dopiero na miejscu. Damroka, bo tak ją nazwano, miała dwanaście i pół metra srednicy. Wwiercała sę w grunt, a w swojej tylnej częsci układała elementy owej betonowej tuby tunelu. Te betonowe fragmenty były fabrykowane w pobliżu miejsca budowy. Dokładność z tolerancją maksymalnie 2 milimetry robi wrażenie. Zwłaszcza kiedy przypomną się krzywe ściany i podłogi w blokach budowanych w czasach komuny. Betonowe elementy gdańskiego tunelu będą ponoć mogły bez najmniejszego uszczerbku służyć przez pięćdziesiąt lat. Najbliższy generalny remont będzie mieć miejsce zapewne dopiero pod koniec wieku.
Rozmyślanie przerwał widok śnieżnobiałych poskręcanych rur. To nie żadna pianka ani izolacja, lecz najprawdziwszy lód.
Po co ten lód? Po to, by spokojnie móc przewiercić przejsćie pomiędzy dwiema nitkami przeprawy. Ma to zapewnić bezpieczną ewakuację sąsiednią rurą na wypadek jakiejś katastrofy. Grunt schładzany jest do temeperatury nawet -30°C. Prawdziwa, syberyjska zmarzlina. W takiej zmrożonej ziemi można spokojnie wiercić bez obawy o przecieki.
Po zachodniej stronie akcje wiercenia przejść dopiero są przygotowywane. Po wschodniej mogliśmy obejrzeć już przewiercone.
Mniej więcej w połowie dystansu specjalna tablica poinformowała nas, że znajdujemy się trzydzieści pięć metrów po lustrem rzeki.
W końcu pojawiło się przysłowiowe „światełko w tunelu”. Zbliżaliśmy się do wyjścia.
Ostatni odcinek znów pokonaliśmy w głębokim wykopie.
Przy wyjściu organizatorzy „Dnia Otwartego” częstowali grochówką oraz herbatą. W kolejce po grochówkę nie czekaliśmy, ale herbaty miło było się napić. Zwłaszcza, że pogoda była prawdziwie piknikowa.
Potem podeszliśmy do jednego z autobusów, którymi ZKM sprawnie odwoził zwiedzających na miejsce startu. Dopiero jadąc tym autokarem uświadamialiśmy sobie jak długą trasę należy pokonać pomiędzy dwoma punktami przeprawy pod Martwą Wisłą. Tymi, które tunelem będzie pokonywać się w maksymalnie półtorej minuty. Taka wycieczka uświadamia skalę usprawnienia połączenia pomiędzy dwoma częściami miasta. Idąc do autobusu widzieliśmy złocącą się w oddali czaszę stadionu (po drugiej stronie rzeki), zacumowany nieco bliżej statek . Próbowałem sobie wyobrazić te pół miliona ton gruntu, który został wywieziony z drążonych rur. To już jednak jest na pograniczu abstrakcji. No bo czy nasz umysł potrafi odróżnić trzysta tysięcy od czterystu, a czterysta od pięciuset?
Niejednokrotnie wspominałem jak niesamowicie zmienia się ostatnio nasz kraj. Niezwykły to też okres rozwoju Gdańska. Oddany dwa lata temu do użytku i właśnie rozbudowywany nowy terminal portu lotniczego, szybki pociąg pendolino, który już za dwa miesiące połączy Gdańsk z Warszawą i miastami na południu Polski, kolej metropolitalna, czy wreszcie ów tunel. To tylko niektóre z inwestycji, które kopletnie odmieniają stolicę Pomorza.
Gdańsk, 20.10.2014; 23:50 LT