Tolerancja

Skłamałbym, gdybym powiedział, ze współpraca na tym statku układa mi się rewelacyjnie. Tak to już bywa, ze z jednymi ludźmi od początku wszystko idzie świetnie, z pełnym zrozumieniem, a z innymi wciąż zgrzyta i mimo używania tego samego języka wydaje się, że kompletnie nie rozumieją jeden drugiego. Patrzę na pychę, która drąży niektórych, co to wydaje im się, że wszystkie rozumy zjedli i zastanawiam się nad życiem wewnętrznym takich ludzi. Ileż w nich samouwielbienia i ile pogardy dla drugiego człowieka. Zastanawiam się, czy są szczęśliwi? Powinni być, bo przeciez noszą w sobie przekonanie o własnej doskonałości, więc teoretycznie nic już w życiu do szczęścia nie powinno im być potrzebne. Osiągnęli bez problemu to, czego inni bezustannie i bezowocnie poszukuja przez całe życie. Jeżeli to prawda, to skąd owa pogarda i nienawiść? Skąd frustracja i tak gwałtowne reakcje nawet nie na cień lecz nawet podejrzenie krytyki? Może do pełni szczęścia brakuje im jeszcze uwielbienia w oczach otaczających ich osób?

Kiedy o tym myslę, wracam chcąc nie chcąc do słowa tolerancja. Jest ono moim głównym drogowskazem pomagającym odnaleźć własciwą ścieżkę życia. Tolerancja była kiedyś powodem do dumy naszego narodu. Słynęliśmy z niej na świecie, znajdowali u nas schronienie ci, którym wąskie horyzonty ich najbliższych sąsiadów nie pozwalały na wspólną egzystencję. Kiedy czytam gazety i patrzę na t.zw. życie codzienne, odnoszę wrażenie, że kompletnie zagubilismy gdzieś tę łaskę.

Powodów nietolerancji jest mnóstwo. Religia, kolor skóry, miejsce pochodzenia, poglądy polityczne, upodobania seksualne, wykształcenie, zamożność. Właściwie, jakiego kryterium byśmy nie wymyslili, przykłady natychmiast się znajdą. Niestety, ryba psuje sie od głowy i dostarczają ich nam bez liku nasi przewodnicy. Mówiło sie tyle o pojednaniu narodowym, ale im bliżej wyborów, tym więcej jadu w wypowiedziach. Powiedzenie czegoś dobrego o swoim przeciwniku politycznym uchodzi za hańbę i może byc nawet poczytywane za zdradę. Kolorowi mieszkańcy naszego kraju teoretycznie zasymilowani, wolą nie chodzić, jak czytałem w jednym z wywiadów, na imprezy masowe. Nie chcą kusić losu. O Żydach nie wspomnę, bo gdyby posłuchać wszystkich nawiedzonych i „dobrze poinformowanych" to wychodziłoby, że w Polsce w ogóle nie ma Polaków. Tak jakby Żyd nie mógł być Polakiem. Homoseksualiści daremnie próbują zorganizować jakiś marsz. Założenie szalika obcej drużyny, nawet po deklaracjach pojednania jest niczym gra w rosyjską ruletkę. Magister naśmiewa się z robotnika, który nie rozumie subtelnego dowcipu, gość w BMW rzuca mięsem w kierunku zbyt wolno jadącego fiacika, koneser opery fuka na widok nastolatek słuchających hip-hopu…

Imagine… chciałoby się zaśpiewać za Johnem Lennonem. Wystarczyłoby sobie wyobrazić, że wszyscy jesteśmy ludzką rodziną i winnismy sobie jeżeli nie miłośc, to przynajmniej szacunek. Musnęliśmy przez moment takiego stanu po smierci Ojca Świetego. I wszyscy podkreślali jak bardzo, mimo bólu po Jego odejściu, czuli się wtedy szczęśliwi. Wystarczyłoby wykrzesać z siebie jeżeli nie sympatię to przynajmniej brak wrogości dla cudzych poglądów i upodobań. Zrozumieć, że każdy z nas jest inny i że z różnorodności można czerpać najwięcej.

Rozpoczyna kadencję nowy parlament. Strona rządząca przedstawia jakis projekt, a opozycja mówi, ze chociaż nie ze wszystkim się zgadza, to dla dobra szybkiego rozwoju kraju gotowa wesprzeć ten projekt. Dla odmiany rządzący za jakiś czas posypują głowę popiołem i przyznają, że projekt innej ustawy, przygotowany przez opozycję jest lepszy od ich własnego. Przecież nikt nie ma patentu na nieomylność.

Co jeszcze możemy sobie wyobrazić? Ano to na przykład, że gdzieś w popularnej kawiarni czule rozmawiają ze sobą lesbijki albo geje i nikt nie zwraca na nich uwagi, bo uważa to za ich prywatną sprawę. A potem takiego geja wybieają na przewodniczącego sejmiku, bo to szanowany powszechnie intelektualista.

Możemy przymknąć oczy i zobaczyć poważnych i wiekiem i stanowiskiem obywateli, którzy z sympatią przyglądają się dziwacznie ubranym nastolatkom i uznają ich prawo do zbyt głośnej muzyki oraz do akcentowania własnej odmienności. Pamietaja bowiem jeszcze słowa songu Dylana

„Ojcowie i matki jeśli trudno jest wam,

Sprawiedliwie ocenić waszych dzieci poglądy,

Pamętajcie że z wami był problem ten sam,

Wszystkie przeszły to już pokolenia”

A ci wszyscy młodzi nagle przestaną wyszydzać niedołężnych emerytów siedzących popołudniami na ławeczkach na skwerze i nawet gotowi przenieść się kawałek dalej z rowerami i deskorolkami, by nie zakłócać im odpoczynku.

Rowerzyści uszanują prawo maluchów do bezpiecznego biegania wokół piaskownicy, a kierowcy przestaną parkować na ścieżkach rowerowych. Na stadionie, w przerwie meczu kibic Lecha Poznań napije się piwa z kibicem Legii Warszawa i pogadają o bramkach, niewykorzystanych okazjach i o szansach swoich drużyn w lidze. Potem zaś pójdą na drugą połowę, kibicować zawzięcie, każdy swoim.

To wszystko jedynie za sprawą tolerancji. Zrozumienia, że „masz prawo byc inny”, że „twoja odmienność jest interesująca i może mnie czegoś nauczyć", że świat nie jest moją własnością i musi w nim znaleźć się miejsce dla wszystkich.

Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że tolerancja to prosta droga do pozwolenia na jawne głoszenie rozmaitych szkodliwych ideologii, takich jak n.p. rasizm albo nazizm. Oczywiście. Mówię jednak o tolerancji, a nie o poparciu. Zakładam, że tolerancyjne społeczeństwo poprzez swą różnorodność byłoby też na tyle mądre, aby takich ludzi nie poprzeć i pozostawić ich w spokoju ich niewielkiej enklawy, tak jak pozostawia się żubry w rezerwacie. I wcale nie musianoby ich izolować, delegalizować. Bo przecież nic tak nie obnaża jałowości programów jak publiczna dyskusja. Dyskusja o programach a nie pyskówka i plotkarstwo rodem z magla.

Kiedyś na pewno tak będzie. Kiedyś…

Atlantyk, 06.05.2005

Komentarze