Piękny, słoneczny dzień. Stary rok zegna nas wspaniałą pogodą jakby chciał zatrzeć w pamięci wszystko co niemiłe.
Wyszedłem na chwilę na plażę nieopodal naszego domu. Fajnie jest być nad Bałtykiem o tej porze roku. Nie ma tłumów, chociaż w taki dzień i w taką pogode jak dziś trochę ludzi spaceruje.
Niektórzy nawet z plecakami…
Daleko w tle, po przekątnej zza klifu wyłaniaja się wieżowce Sea Towers.
Może o północy wezmę statyw i zrobię stąd zdjęcia noworocznych fajerwerków nad Gdynią? Tak się bowiem składa, że tegorocznego Sylwestra będę spędzać samotnie w domu. Już sobie założyłem, że będzie to zupełny relaks z ewentualnym blogowaniem w tle – czyli wszystko to, na co na codzień tak bardzo brakuje mi czasu. Mój Anioł w tym czasie będzie gdzies w Brazylii. Odwróciły się role. Pilna, trzydniowa podróż słuzbowa na trasie Polska – Brazylia – Ukraina – Polska. Tym razem, wczoraj późnym popołudniem to ja odprowadziłem ją na lotnisko i popatrzyłem jak odlatuje do Frankfurtu. Trzeba mieć wytrzymałość, by w nieco ponad trzy doby wykonać dziewięć lotów, w tym dwa transatlantyckie, ale to jest właśnie to, co nas kręci. Potrzebowała tylko chwilę, by zdecydować się na taką podróż – zupełnie jakby chodziło o przejazd tramwajem na drugi koniec miasta. Swoją drogą to witać Nowy Rok w powietrzu gdzieś nad Amazonią (wystartuje z Belem dziś o 23:30) jest również niezwykłym przeżyciem. I o to właśnie chodzi, bo jak stwierdził T.S. Eliot „the journey, not the arrival matters”, czyli sama podróż a nie jej cel jest ważna. Już wiemy, dlaczego nie możemy zbyt długo usiedzieć na miejscu.
Życzyłbym jej i sobie byśmy mogli delektować się smakiem wszelkich wypraw jak najczęściej. Czytelnikom „Mojej Szuflady” zaś, aby w nadchodzącym 2012 roku spełniły się ich wszystkie marzenia. Niech złe rzeczy pozostaną z tyłu za linią Sywestra i niech nigdy nie wracają. Niech wszystkie nadchodzace dni przyniosą Wam wyłącznie radość, sukcesy w życiu zawodowym i wszelką pomyślność w osobistym.
Sopot; 31.12.2011; 16:10 LT